<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2014-09-14 Malindi – Gede – Watamu – Malindi

Po śniadaniu idziemy na 8:00 na anglojęzyczną Mszę do katedry w Malindi. Jak na Kenię, to Msza jest uboga i bardzo krótka. Potem tuk-tukiem jedziemy na przystanek matatu do Gede. Na miejscu idziemy pieszo do ruin. Na terenie ruin jest jeszcze farma motyli i park węży, my wybieramy te pierwsze i od nich zaczynamy zwiedzanie.



Motyle w Kipepeo Butterfly Farm


Farma jest ciekawa, nasz przewodnik zna się dobrze na motylach i ciekawie opowiada o ich życiu, które jak się dowiadujemy jest bardzo krótkie i wynosi tylko miesiąc. Ciekawostką jest także alfabet i cyferki jakie można znaleźć na różnych gatunkach motyli. Przewodnik pokazuje nam też przykłady litery „w” oraz cyfr „1”, „0”, „18”. Przemek usiłuje zrobić motylom zdjęcia, ale ponieważ są bardzo ruchliwe, więc musi się sporo namęczyć.



Ruiny Gede


Po parku biegają radosne małpy Sykes. Ruiny są bardzo ciekawe, o wiele ciekawsze niż by to wynikało z opisu w przewodniku. Najbardziej podoba nam się część w wielkim meczetem oraz cały kompleks, który widać z platformy na drzewie. Na terenie miasteczka jesteśmy sami. Dopiero gdy wychodzimy spotykamy innych turystów. Podoba nam się też drzewo które rozdziela pozostałość muru niedaleko początku ruin. Przypomina nam to Ankor Wat w Kambodży.



Ogromne drzewo w Gede oraz plaża w Watamu


Przy wyjściu kosztujemy pysznego kokosa a następnie tuk-tukiem jedziemy do Watamu. Gdy tuk-tuk wjeżdża na plażę szczęki nam opadają. Spodziewaliśmy się, że będzie tu podobnie jak w Malindi, jednak plaża jest o wiele ładniejsza. Piaseczek jest biały, dosłownie razi w oczy, a morze błękitne. Do tego plażę o morza oddzielają urokliwe skały. Akurat jest odpływ, więc można chodzić po mieliźnie. Podobnie jak w Malindi pełno tutaj Włochów.



Plaża w Watamu


We włoskiej knajpie jemy obiad i idziemy na spacer po mieliźnie i wzdłuż plaży. Jest cudownie. Ciepło, przyjemny wiaterek, czysta woda. Bardzo nam się tu podoba, choć popływać byłoby tu ciężko, ewentualnie rano sytuacja może wyglądać trochę lepiej. Wracamy do Malindi, idziemy na molo a potem na lody do Osterii, ale mniej nam smakują niż w Oasis. Kolację jemy w doskonałej restauracji Jahazi.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>