Rano powtarzamy te same czynności co poprzedniego dnia, z tym że od razu zabieramy ze sobą plecaki, żeby nie wracać już do Red Chilli. Na przeprawę czeka dziś mniej samochodów i wszyscy przejeżdżają za pierwszym razem. Niestety to safari nie jest tak udane jak poprzednio. Nie udaje nam się zobaczyć lwów ani innych drapieżników. No ale nie można mieć do nich szczęścia codziennie. Widzimy słonie, bawoły, żyrafy, guźce, różne antylopy i ptaki. O 11:00 wracamy promem na drugą stronę i jedziemy do Masindi. Tu próbujemy wsiąść do matatu do Nakitoma, ale chcą nas skasować stawkę za cały przejazd. Nie dajemy się i postanawiamy pojechać dużym autobusem firmy Link o 14:00. Ok. 15:00 jesteśmy w Nakitomie. Od razu podjeżdżają do nas boda boda. Umawiamy się z kierowcami, zostawiamy u jednego z nich w sklepie plecaki i namiot i jedziemy do Ziwa Rhino Sanctuary.
Na miejscu okazuje się, że za każdym nosorożcem chodzą strażnicy i dlatego dokładnie wiedzą, gdzie w parku są zwierzęta i czy trzeba podjechać samochodem, żeby je zobaczyć. Płacimy za wstęp i idziemy niedaleko obejrzeć Bellę i trzymiesięczną Lunę. Malutka jest śliczna i wiernie podąża za matką. W końcu spoczywają w krzakach, uniemożliwiając nam dalszą obserwację. Decydujemy się wynająć jeszcze samochód, żeby zobaczyć inne nosorożce. Po drodze spotykamy macho samca o imieniu Taleo. Ojca wszystkich 9 młodych nosorożców w parku. Jest olbrzymi a jego strażnik, żeby za nim nadążyć, jeździ na rowerze. Dalej idziemy do innej matki z rocznym nosorożcem. Akurat postanawiają wziąć kąpiel błotną. Widok jest prześmieszny, zwłaszcza kiedy olbrzymia matka wywraca się na plecach w każdą stronę z nogami do góry. Wszystko obserwujemy z niewielkiej odległości. Zdecydowanie polecamy to doświadczenie chodzenia na pieszo za nosorożcami. Zaspokoiwszy swoją żądzę zobaczenia nosorożców z bliska, wracamy do Nakitomy naszymi motorkami i prawie od razu łapiemy autobus do Kampali. Po 3 godzinach jesteśmy w stolicy. Jest już późno, ok. 21:30, ale życie na ulicach tętni. Pełno jest powystawianych kramików i stoisk z jedzeniem. Idziemy pokrętną drogą do Aponye Hotel, gdzie dostajemy całkiem przyzwoity pokój z ciepłą wodą. Jest nawet darmowe wifi.