<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2014-06-30 Fort Portal – Masindi – Murchison Falls National Park

Punktualnie o 6:00 matatu stoi pod naszym domem. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni, że jest już zapełnione i od razu wyruszamy w drogę. Niestety dość szybko kończy się asfalt i zaczyna wyboista szutrowa droga. Kierowcy nie oszczędzają tu pojazdów i jeżdżą znacznie szybciej niż można się by było spodziewać. Na efekty nie trzeba czekać. Około 9:00 nie daję rady i zatrzymujemy matatu, żeby mogła zwymiotować. Na szczęście ulga przychodzi szybko. Ku naszemu zaskoczeniu przed 10:00 dojeżdżamy już do Hoimy. Szybko znajduje się współdzielona taksówka, którą w następną godzinę dojeżdżamy do Masindi. Nie spodziewaliśmy się takiego obrotu sytuacji. Postanawiamy rozejrzeć się po mieście za transportem do parku. W polecanym w LP przewodniku Enyange chcą 550000 szylingów za dwa dni. Inni proponują 700000 albo 200 USD plus paliwo i inne opłaty. Wracamy więc do Enyange. Jak jesteśmy już zdecydowani, to okazuje się, że nie mają samochodu. Szukają kogoś z autem. Właściciel przychodzi i rzuca ceną 1200000 szylingów. Straszni oszuści. Ewakuujemy się stamtąd i dogadujemy z facetem za 700000 szylingów. Oczywiście do tego musimy opłacić wszystko za siebie. Droga przyjemność, ale i tak chyba jest to najtańsza opcja dojazdu do parku.



Pawiany na drodze oraz hipopotam koło naszego namiotu


Jemy smaczny obiad w Traveller’s Corner, robimy drobne zakupy i o 15:00 wyruszamy do parku. Droga zajmuje nam ok. 2 godzin. Po drodze kierowca zabiera swojego małego syna, który pierwszy raz jedzie do parku. Na drodze siedzą pawiany w znacznych ilościach. Zatrzymujemy się w Red Chilli Rest Camp w namiocie safari. Namioty są bardzo wygodne, w środku są łóżka. Zamawiamy kolację i siedzimy w głównej restauracji, z której rozpościera się ładny widok na cały park. Wieczorem rozpalają w tym miejscu również ognisko. Jedzenie jest bardzo smaczne i w przystępnych cenach. Zamawiamy śniadanie, kąpiemy się i kładziemy się. Wtedy słyszymy, że koło naszego namiotu chodzi hipopotam. Na szczęście jest głównie zainteresowany naszym trawnikiem a nie nami. Podchodzimy całkiem blisko, przychodzą inni turyści. To całkiem duży okaz. Poza tym po polu namiotowym kręcą się guźce, które jak zostajemy ostrzeżeni wyjadają ciasteczka i wszelkie jedzenie pozostawione w namiocie.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>