<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2014-06-27 Katunguru – Kasenyi – Kazinga Channel – Ishasha

Wyjeżdżamy o 6:30. Jedziemy do bram parku Queen Elizabeth NP, gdzie opłacamy wstęp za 2 dni i jedziemy na poranną jazdę do Kasenyi. Po drodze spotykamy bawoły i ugandyjskie koby. Potem widzimy jeszcze waterbucki, hienę, koby ugandyjskie, guźce z małymi, ptaki i bawoły. Ogólnie nic specjalnego, jeśli się już było na jakimkolwiek safari wcześniej. Potem jedziemy na lunch do Tembo Canteen. Po drodze widzimy słonie, guźce i African Fish Eagles. Kantyna jest pięknie położona na wzgórzu. Jemy obiad w ogrodzie co pozwala nam obserwować stada słoni, które przychodzą ochłodzić się nad rzekę. Na obiad polecamy grillowaną rybę, która jest przepyszna.



Hipopotamy i bawoły podczas rejsu po Kazinga Channel


Po obiedzie jedziemy do Mweya Safari Lodge, gdzie kupujemy rejs łódka i korzystamy z wifi. Lodge jest przepięknie zrobiony i położony. Również rejs jest o wiele lepszy niż łódką UWA. Przede wszystkim nasza łódka płynie wolno, więc o wiele łatwiej zrobić zdjęcia zwierzętom. Poza tym jest również cichsza, więc nie płoszy zwierząt. Rejs okazuje się o wiele lepszą atrakcją niż poranne safari samochodem. Widzimy dużo słoni, hipopotamów, bawołów, antylop i przeróżne, piękne ptaki, których w większości nazw nie znamy. Rejs trwa 2 godziny. Po drodze mija się jedną wioskę położoną nad kanałem. W odległości kilkunastu metrów widzimy kąpiące się dzieci i hipopotamy. Zakładamy, że żadnych tragicznych wypadków nie było, inaczej nikt nie podejmowałby się chyba takiego ryzyka.



Kazinga Channel: kormorany i słonie


Wracamy do Katunguru, gdzie zmieniają się nam kierowcy i jedziemy do Ishasha. Po drodze spotykamy sporo zabawnych małp, bawiących się przy drodze. Jedna nawet wskakuje nam na maskę. Niedaleko bramy do parku udaje nam się jeszcze z daleka zobaczyć black and white colobusy, przepiękne i rzadkie małpy. Przy bramie dowiadujemy się, że niedawno widziano lwy na drzewie figowym niedaleko od wjazdu, więc kierowca postanawia nas tam od razu zabrać.



Lwy na drzewie figowym w Ishasha


Rzeczywiście udaje nam się od razu zobaczyć najlepszą atrakcję, z której słynie ta część parku. Trzy samce i dwie samice siedzą na różnych gałęziach tego samego figowego drzewa. Jesteśmy zauroczeni i jednocześnie żałujemy, że już się ściemniło, bo zdjęcia przy tak kiepskim świetle nie mogą wyjść zbyt dobre. No nic, widoków na szczęście nikt nam nie odbierze. Wiele już w czasie naszych wypraw do Afryki widzieliśmy, w tym lamparty na drzewach, ale lwów jeszcze nie. Wyglądają bardzo śmiesznie. Nogi zwisają im bezwładnie, zachowują się jak domowe kocurki, nawet potrzeby załatwiają z wysokości. Gdy robi się już ciemno, jedziemy dalej na nocleg w bandzie. To lokalny okrągły domek, który na szczęście nie kosztuje wiele. Są tu tylko dwa takie domki, więc trzeba je rezerwować wcześniej. Nam się udało dzień wcześniej. Osobno są toalety i prysznice. Jest ciepło, w oddali słychać odgłosy hipopotamów, szumią drzewa, pali się ognisko a niebo jest usłane gwiazdami. Czego chcieć więcej? To są takie miejsce, które naprawdę pozwalają się zrelaksować. Umawiamy się na następny dzień z przewodnikiem i idziemy spać.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>