Wyjeżdżamy o 6:30. Jedziemy do bram parku Queen Elizabeth NP, gdzie opłacamy wstęp za 2 dni i jedziemy na poranną jazdę do Kasenyi. Po drodze spotykamy bawoły i ugandyjskie koby. Potem widzimy jeszcze waterbucki, hienę, koby ugandyjskie, guźce z małymi, ptaki i bawoły. Ogólnie nic specjalnego, jeśli się już było na jakimkolwiek safari wcześniej. Potem jedziemy na lunch do Tembo Canteen. Po drodze widzimy słonie, guźce i African Fish Eagles. Kantyna jest pięknie położona na wzgórzu. Jemy obiad w ogrodzie co pozwala nam obserwować stada słoni, które przychodzą ochłodzić się nad rzekę. Na obiad polecamy grillowaną rybę, która jest przepyszna.
Po obiedzie jedziemy do Mweya Safari Lodge, gdzie kupujemy rejs łódka i korzystamy z wifi. Lodge jest przepięknie zrobiony i położony. Również rejs jest o wiele lepszy niż łódką UWA. Przede wszystkim nasza łódka płynie wolno, więc o wiele łatwiej zrobić zdjęcia zwierzętom. Poza tym jest również cichsza, więc nie płoszy zwierząt. Rejs okazuje się o wiele lepszą atrakcją niż poranne safari samochodem. Widzimy dużo słoni, hipopotamów, bawołów, antylop i przeróżne, piękne ptaki, których w większości nazw nie znamy. Rejs trwa 2 godziny. Po drodze mija się jedną wioskę położoną nad kanałem. W odległości kilkunastu metrów widzimy kąpiące się dzieci i hipopotamy. Zakładamy, że żadnych tragicznych wypadków nie było, inaczej nikt nie podejmowałby się chyba takiego ryzyka.
Wracamy do Katunguru, gdzie zmieniają się nam kierowcy i jedziemy do Ishasha. Po drodze spotykamy sporo zabawnych małp, bawiących się przy drodze. Jedna nawet wskakuje nam na maskę. Niedaleko bramy do parku udaje nam się jeszcze z daleka zobaczyć black and white colobusy, przepiękne i rzadkie małpy. Przy bramie dowiadujemy się, że niedawno widziano lwy na drzewie figowym niedaleko od wjazdu, więc kierowca postanawia nas tam od razu zabrać.
Rzeczywiście udaje nam się od razu zobaczyć najlepszą atrakcję, z której słynie ta część parku. Trzy samce i dwie samice siedzą na różnych gałęziach tego samego figowego drzewa. Jesteśmy zauroczeni i jednocześnie żałujemy, że już się ściemniło, bo zdjęcia przy tak kiepskim świetle nie mogą wyjść zbyt dobre. No nic, widoków na szczęście nikt nam nie odbierze. Wiele już w czasie naszych wypraw do Afryki widzieliśmy, w tym lamparty na drzewach, ale lwów jeszcze nie. Wyglądają bardzo śmiesznie. Nogi zwisają im bezwładnie, zachowują się jak domowe kocurki, nawet potrzeby załatwiają z wysokości. Gdy robi się już ciemno, jedziemy dalej na nocleg w bandzie. To lokalny okrągły domek, który na szczęście nie kosztuje wiele. Są tu tylko dwa takie domki, więc trzeba je rezerwować wcześniej. Nam się udało dzień wcześniej. Osobno są toalety i prysznice. Jest ciepło, w oddali słychać odgłosy hipopotamów, szumią drzewa, pali się ognisko a niebo jest usłane gwiazdami. Czego chcieć więcej? To są takie miejsce, które naprawdę pozwalają się zrelaksować. Umawiamy się na następny dzień z przewodnikiem i idziemy spać.