<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2014-06-23 Musanze – Volcanoes NP. – Gisenyi

O 6:30 spotykamy się z naszym przewodnikiem. Tym razem jedziemy samochodem osobowym i z naszymi plecakami, bo po tropieniu golden monkey chcemy od razu jechać do Gisenyi. Wszystko wygląda podobnie jak poprzedniego dnia. Na miejscu można się napić kawy i herbaty, wypożyczamy gumowce, spotykamy się z przewodnikiem, który podaje nam podstawowe informacje o naszej grupie i ruszamy w korowodzie do miejsca, skąd zaczynamy trekking. Jest on bardzo łatwy, łatwiejszy niż do goryli.



Golden monkey


Odwiedzamy grupę liczącą 100 osobników, ale zobaczyć udaje się nam ok. 30 małp. Jest to gatunek zagrożony (liczy 2500 sztuk) i spotykany jedynie przy Virungach (czyli w 3 sąsiadujących ze sobą parkach w Rwandzie, Kongo i Ugandzie). Małpy są znacznie większe niż się spodziewałam. Mają szeroką, „miśkowatą” twarz, złoto-rudawe futro i są dość szybkie. Sprawnie przemieszczają się między gałęziami, by znaleźć kolejne pożywienie. Początkowo mamy dobre miejsca, bo znajdujemy się na skraju lasu. Można więc robić zdjęcia bez lampy, choć ze względu na ruchliwość małp jest to dość kłopotliwe. Następnie cała grupa przemieszcza się do lasu bambusowego, gdzie jest ciemno. Widzimy je, ale o zdjęcia trudno. Potem gubimy je całkowicie, by na ostatnie 10 minut ponownie znaleźć się na skraju lasu i obserwować kilka osobników. Ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni. Małpy są ładne a atrakcja wcale nie dużo gorsza od goryli. Nie wspominając nawet o cenie. No ale goryle to goryle, dobro narodowe Rwandy, które przynosi 1/3 produktu krajowego brutto. Nie ma więc co liczyć na spadek ceny.



Zdjęcia z Rubona Peninsula


Wracamy do Musanze, wysyłamy pocztówki do Polski i jedziemy autobusem do Gisenyi. Tu zatrzymujemy się w centrum Prezbiteriańskim. Przyzwoite pokoje z ciepłą wodą mają w dobrej cenie. Jedziemy lokalnym minibusem do Pfunda Tea Factory, gdzie okazuje się, że nie są już organizowane wycieczki z przewodnikiem. Sam kierownik fabryki tłumaczy nam, że mieli nieprzyjemności z turystami i postanowili wycofać się z oprowadzania turystów 3-4 lata temu. Mimo tego wciąż ta atrakcja figuruje w przewodniku.



Zachód słońca nad jeziorem Kivu


No nic, wracamy do miasta i jedziemy autobusem do Rubona Peninsula, oglądamy browar, port przy którym odbywa się dziś targ i jest sporo osób, idziemy przejść się po okolicy. Spotykamy dużo uśmiechniętych dzieci i wchodzimy do kościoła, w którym odbywa się próba chóru. Ten robi na nas duże wrażenie. Nie dość, że jest duży, to jeszcze co do śpiewu nie można mieć zastrzeżeń. Widać, że miejscowi mają to we krwi. Wracamy do Gisenyi i idziemy na targ po owoce a następnie na plażę w mieście. Ta jest zadbana i czysta. Wzdłuż niej jest nawet rodzaj promenady. Pomimo zimnego wiatru nie brakuje amatorów kąpieli wodnych. My zadowalamy się pięknym zachodem słońca nad jeziorem Kivu. Wieczór spędzamy w tureckiej knajpie, gdzie podają nawet smaczną shawarmę.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>