Rano szykujemy sobie sami śniadanie i wyruszamy na zwiedzanie miasta. Po drodze wstępujemy do Cripta Jesuitica, w której są obecnie współczesne wystawy. Zaczynamy od katedry, która, podobnie jak wszystkie kościoły w Argentynie, które zwiedzaliśmy nie jest pusta. Sporo osób się modli, ogląda kościół, niektórzy widać, że spędzają tu długie godziny, większość zachowuje się pobożnie. Stamtąd idziemy do kościoła karmelitanek Bosych św. Teresy. Tutaj jest zupełnie pusto i cicho. Tylko jeden młody chłopak modli się przed wizerunkiem Matki Bożej w bocznej kapliczce. To też dość charakterystyczna cecha, że Argentyńczycy często modlą się w bocznych kapliczkach ku czci różnych świętych niż np. przed Najświętszym Sakramentem jak u nas. Wykonują przy tym podobnie jak Włosi różne obocznościowe gesty. Dotykają figury, całują ja, wielokrotnie się żegnają. Podoba nam się taki otwarty sposób komunikacji ze świętymi. Dalej idziemy jeszcze raz do kościoła jezuitów i zwiedzamy całe Manzana Jesuitica, tym razem bez pośpiechu i w lepszym, porannym słońcu.
Następnie udajemy się do Museo Historico Provincial Marques de Sobremonte. Muzeum mieści się w ładnym kolonialnym domku z wieloma wewnętrznymi płacykami. Pokoje urządzone są gustownie i stylowo, adekwatnie do epoki. Na środku głównego patio rośnie drzewo granatowe. Akurat jak tam przyszliśmy pracownik ścinał gałęzie i strącał owoce. Ponieważ je wyrzucali (a były dobre, co za marnotrawstwo!), wzięliśmy sobie je na dalszą drogę. Stamtąd udaliśmy się do muzeum de la Memoria. Mieści się ono w dawnym punkcie przesłuchań i zatrzymań z czasów dyktatorskich. Zachowane jest w dawnym klimacie. Niestety nie jest tak ciekawe i rozbudowane jak analogiczne muzeum w Santiago i przez brak angielskich napisów nie dowiedzieliśmy się tak dużo jak tam. Mamy sporo czasu, więc idziemy na główny targ w mieście i robimy zakupy, jemy obiad i wracamy po nasze rzeczy do hostelu. Bierzemy taksówkę na dworzec i próbujemy tam jeszcze kupić bilet na prom z Colonii do Buenos Aires, ale transakcja się nie udaje i jak się później okaże wyjdzie to nam na dobre, bo kupimy tańsze bilety. Linie autobusowe EGA, którymi jedziemy do Urugwaju możemy polecić z całego serca. Punktualne a do tego serwują posiłki w czasie podroży, w tym obiad na ciepło wieczorem. W nocy przekraczamy granicę urugwajską. Nawet nie musieliśmy wysiadać z autobusu. Strażniczka sama weszła do autobusu i wzięła nasze paszporty do przybicia pieczątki.