Budzimy się o barbarzyńskiej porze 3:25, żeby o 4 wyruszyć na wycieczkę do gejzerów El Tatio. Droga zajmuje prawie 2 godziny. W tym czasie dosypiamy trochę, chociaż droga jest wyboista i ciężko zasnąć. Tuż przed wschodem słońca dojeżdżamy na miejsce. Jest pełno busików, ok. 20. Może być tu nawet 400 osób. Trochę dużo, ale to w sumie jedna z największych atrakcji i szczyt sezonu, więc trudno się dziwić. Jest bardzo zimno, ok. minus 5 stopni, więc lepiej dobrze się ubrać. Gejzery robią na nas duże wrażenie. Jest ich sporo i są duże. Można miedzy nimi spacerować.
Po wschodzie słońca robi się lepsze światło do zdjęć, ale trzeba się spieszyć, bo później jest już za mocne i para nie jest już tak dobrze widoczna. Na miejscu kierowca przygotowuje nam też śniadanie. Miłe otoczenie na pierwszy posiłek. Po śniadaniu jedziemy okrężną drogą do gorących źródeł Pozon Rustico, w których można się kapać. Po drodze widzimy wikunie oraz liska. Woda w źródłach jest gorąca, zwłaszcza jeśli się stanie blisko miejsca, z którego wybija źródło. Dalej jest już zimniej. Po kąpieli jedziemy do wioski Machuca. W wiosce oglądamy zabytkowy kościołek, lamy i jemy szaszłyki oraz świeżutkie, pyszne empanady z serem kozim.
Po powrocie do San Pedro odpoczywamy, ja na hamaku a Przemek przy komputerze. Idziemy na obiad. Próbujemy lokalnego przysmaku pastel de choclo, rodzaju zapiekanki z mięsem i kukurydzą o lekko słodkim smaku, która nam bardzo smakuje. O 16 wyjeżdżamy na ostatnią już wycieczkę z San Pedro. Tuż za rogatkami, zatrzymuje nas policja na kontrolę. Kierowca dostaje mandat. Turyści śmieją się, że pewnie nie ma prawa jazdy. Pierwszy przystanek mamy pod wielkim drzewem algarrobo, skąd widać ładnie wulkan Licancabur. Dalej jedziemy do Laguny Cejar. Są tu trzy jeziora. Jedno, które się ogląda. Jest tu mało osób, bo większość przyjechała się tu kapać w pozostałych dwóch słonych jeziorach. Warto się tu przejść, bo linia brzegowa jest ładnie ukształtowana i powstały maleńkie solne plaże.
Potem dołączamy do tłumu kapiących się w słonym jeziorze. Uczucie podobne do Morza Martwego. Zasolenie pewnie też. Na szczęście na miejscu są prysznice i można się wykapać po wyjściu z jeziora. Dalej jedziemy do Ojos de Salar, dwóch jeziorek, które symetrycznie znajdują się po dwóch stronach drogi. Tu również można pływać, ale my rezygnujemy. Idziemy pochodzić trochę po salarze. Ostatnim miejscem jest już typowy, biały salar, gdzie dojeżdżamy na zachód słońca. Tu kierowcy przygotowują dla turystów przekąskę. Wycieczka ta jest bardziej relaksująca niż pozostałe, ale nie można powiedzieć, że nie oferuje pięknych widoków. Choć nie planowaliśmy jej początkowo, jesteśmy zadowoleni, że na nią pojechaliśmy.