O 10 spotykamy się z przewodnikiem z Tours4Tips pod muzeum Bellas Artes. Jesteśmy zadowoleni z ich usług w Valparaiso, więc postanawiamy skorzystać i tutaj. Muzeum jest akurat zamknięte ze względu na wakacje. Trochę to dla nas dziwne, bo w Polsce pewnie najwięcej turystów jest podczas wakacji w różnych muzeach, ale co kraj to obyczaj. Idziemy do dzielnicy Esmeralda, gdzie oglądamy kolonialny domek, który przypomina nam bardzo mocno domy na Kubie. Dalej idziemy do marketu rybnego - Central Market. Cała środkowa jego część jest w zasadzie częścią restauracyjną. Właściwa sprzedaż odbywa się po zewnętrznej stronie marketu. Widzimy też zabytkowa fasadę dawnej stacji kolejowej Estacion Mapucho, która aktualnie jest odnawiana i idziemy na Tirso de Molina Market. Tu sprzedają fantastyczne soki owocowe a całe piętro jest podzielone na różne restauracje. Można tu zjeść potrawy kuchni tajskiej, meksykańskiej, peruwiańskiej, chilijskiej i inne. Następnie płynnie przechodzimy na 2 stronę ulicy do La Vega Central Market, gdzie sprzedawane są głownie owoce i warzywa. Akurat jest sezon na maliny, truskawki, borówki, jeżyny, więc korzystamy i kupujemy owoce oraz świeżo wyciskane soki. Stamtąd jedziemy na Cementerio General. Tutaj dowiadujemy się, że nisze, które sądziliśmy, że służą do pochowków urnowych są normalnymi grobami z trumnami i są najtańszym sposobem pochowku. Idziemy do grobu bezdomnego o imieniu Romualdito, który zmarł w 1933 roku, a którego miejscowa ludność uważa za rodzaj świętego i do którego przychodzi się modlić. Jesteśmy nieco zdziwieni, ale widzimy dużo kwiatów, świeczek oraz tabliczek z podziękowaniami, np. za dar poczęcia dziecka. Później widzimy jeszcze jeden taki grób na cmentarzu, przy którym mnóstwo jest kwiatów, prezentów oraz tabliczek z podziękowaniami. Podobno takie osoby najczęściej giną w tragicznych okolicznościach. Widzimy też grobowce z okresu świetności cmentarza, czyli lat 20-30 XX w. Są w różnych stylach. Niektóre są niczym miniatura Taj Mahal czy piramida Majów. Idziemy też na groby znanych polityków Salvadora Allende, który był prezydentem przed rządami Pinocheta oraz José Manuela Emiliano Balmacedy, który za swoich rządów prezydenckich przyczynił się do wypromowania nowego systemu edukacji.
Po zakończeniu oprowadzania, z którego jesteśmy bardzo zadowoleni wracamy na Tirso de Molina Market do knajpki meksykańskiej. Fajitas i quesadilla były wyborne. Na dodatek na dole zamawiamy duże soki owocowe. Najedzeni i opici idziemy na popołudniowe zwiedzanie z Tours4Tips. Niestety ta trasa rozczarowuje nas bardzo i nie polecamy jej zbytnio. Co prawda miejsca, do których zostajemy zabrani są bardzo ciekawe, ale nie ma czasu ich dokładnie zobaczyć. Zaczynamy od kolejnych murali Inti na zewnątrz stacji metra Bellas Artes. Nie są one jednak tak ładne jak te w Valparaiso. Przedstawiają boginie i boga dobrobytu z wszystkimi atrybutami takiego stanu jakie są możliwe, czyli pieniędzmi, kukurydzą, papierosami etc. Potem idziemy w kierunku plaza de Armas. Na placu trwają prace restrukturyzacyjne, więc nie można nawet przez niego przejść. Za rok ma być oddany do użytku i oczywiście pięknie oświetlony i bardziej zielony - tak przynajmniej wygląda to na poglądowych zdjęciach wywieszonych na płocie. Wchodzimy do katedry, która ma bardzo bogate wnętrze. Widać, że wiele ludzi się modli, cześć się spowiada, że to miejsce kultu a nie tylko turystyczna atrakcja. 5 minut jakie daje nam przewodnik to raptem tyle by przejść katedrę spokojnie z jednego końca na drugi.
Przechodzimy obok muzeum sztuki prekolumbijskiej wchodzimy do centrum handlowego. Tu słyszymy bardzo ciekawą historię o tym jak Chilijczyków zachęcano do picia kawy. W kraju tym pije się, bowiem głównie herbatę. Kawa nie jest tu celebrowana jak w innych krajach Ameryki Południowej czy Środkowej. Wymyślono wiec, że do kawiarni będą ściągały klientów kobiety w miniówkach. Są oczywiście różne stopnie Café con piernas, jak się nazywa ta instytucja. W niektórych kobiety chodzą topless, w bikini a nawet możliwe jest połączenie kawiarni z prostytucją. O stopniu zaawansowania świadczą zwykle przyciemnione lub częściowo zakryte szyby kawiarni. Dalej idziemy do Palacio la Moneda, czyli pałacu prezydenckiego, który zbombardowano i w którym znaleziono ciało martwego prezydenta Allende. Przechodzimy przez ciekawą ulicę Nowy Jork, która rzeczywiście może przypominać to miasto i idziemy w okolice dzielnicy Paryż-Londyn, gdzie mijamy także kościół Św. Franciszka. Kościół budowano 300 lat, bo za każdym razem, gdy kończono jego budowę, trzęsienie ziemi go burzyło. Podchodzimy do Cerro Santa Lucia, ale nie wchodzimy na szczyt i idziemy dalej do Centro Gabriela Mistral, tu oglądamy również budynek jedynie z zewnątrz. Ostatnim przystankiem jest dzielnica bohemy Lastarria. Kończymy przy kościele Opus Dei. Jednym słowem niby dużo, ale niedosyt pozostaje. W zasadzie do większości miejsc musielibyśmy wrócić. Zobaczymy na co nam pozwoli czas następnego dnia. Kończymy dzień lodami w Emporio la Rosa i poszukiwaniem, bezskutecznym, przewodnika po Argentynie.