Po śniadaniu wymeldowujemy się i jedziemy na wycieczkę nad jezioro Viedma. Pogoda jest kiepska. Fitz Roya nie widać. Zaczyna kropić. Rejs po jeziorze ze względu na pogodę też nie należy do interesujących. Z łódki wysiadamy wprost na ciekawe kolorowe skały, które ukształtował lodowiec. Niestety cały czas pada, co utrudnia poruszanie się i zniechęca trochę do wycieczki. Po dojściu do lodowca zakładają nam raki i dalej już idziemy w uzbrojonych butach. Trzeba powiedzieć, że raków nie czuje się prawie wcale a poruszanie się w nich nie sprawia żadnych problemów, jest na pewno łatwiejsze niż bez nich.
Przewodnicy pokazują nam różne szczeliny w lodowcu, okienka, dziury wyżłobione przez przepływające pod jeziorem rzeki. Wygląda to pięknie, zwłaszcza głęboki niebieski lód, który znajduje się wewnątrz lodowca. Sam lodowiec znacznie rożni się od Perito Moreno, po którym również można odbyć taką wycieczkę. Przede wszystkim lodowiec Viedma jest znacznie brudniejszy, nanosi więcej skał i zanieczyszczeń po drodze.
My zdecydowaliśmy się na niego, żeby zobaczyć inny lodowiec i pójść z mniejszą grupą, bo tu pozwoleń jest znacznie mniej niż na Perito Moreno, ale cena za obydwie atrakcje jest taka sama a sam Perito Moreno jest na pewno o wiele ładniejszy. Wracamy na statek, jemy lunch i wracamy do miasta. Jemy ciepły posiłek w hostelu, który o dziwo jest smaczny i duży i wieczornym autobusem wracamy do El Calafate, do tego samego hostelu, w którym byliśmy poprzednio.