Po smacznym śniadaniu w Shakanie jedziemy o 7:30 do parku narodowego. Jednocześnie odjeżdża z miasta około 8 autobusów z turystami, którzy pójdą tam na trekking. Sporo, na szczęście opcji jest wiele i nie wszyscy idą tą samą trasą. Gdy dojeżdżamy do parku narodowego widzimy w oddali pięknie oświetlone Torres. Przy drodze widzimy też stada guanako. Szkoda, że autobus się, choć na chwile nie zatrzymuje przy nich. Postój zaplanowany jest przy bramie wjazdowej do parku. Tutaj wypełniamy formularze, w których podaje się, ile dni planujemy zostać i co chcemy robić, płacimy za wstęp do parku i oglądamy film na temat tego co wolno i nie wolno robić w parku. Korzystamy z okazji i idziemy robić zdjęcia Torres, co okazuje się strzałem w 10, bo pogoda jest wyśmienita i ostatniego dnia, kiedy tam doszliśmy nie było już tak ładnie. Dlatego polecam nie nastawiać się zbytnio z której strony zacząć trekking, bo gdy dobrze widać Torres, poszłabym tam pierwszego dnia a nie od zachodu na wschód. Nie wiadomo bowiem jaka będzie pogoda ostatniego dnia, gdy idzie się z zachodu na wschód. My nieświadomi niczego trzymamy się planu i jedziemy dalej autobusem do drugiego przystanku - Pudeto. Tu mamy około godziny oczekiwania na katamaran, który zabierze nas do Refugio Paine Grande. Przy porcie znajduje się kafejka, w której można się napić kawy lub herbaty. Sam widok na jezioro i otaczające góry również jest piękny. Korzystając z wolnego czasu jemy kanapki.
Rejs katamaranem okazuje się jedną z największych atrakcji w czasie całego trekkingu. Pogodę mamy wspaniałą, więc oprócz przepięknego jeziora Pehoe widzimy panoramę wszystkich gór parku narodowego z Los Cuernos na czele. Cały rejs spędzamy na górnym pokładzie robiąc zdjęcia i kręcąc filmy. Po dopłynięciu postanawiamy od razu wyruszyć na szlak. Mijamy punkt kontrolny strażników parku, którzy stemplują nam kartę, jaką każdy turysta dostaje wjeżdżając do parku i zaczynamy wędrówkę. Początkowo droga wiedzie doliną, lekko w górę. Robi się naprawdę ciepło i rozbieramy się do krótkich rękawków, tym bardziej, że czeka nas krótkie podejście w górę. Na szczycie zatrzymujemy się na pierwszy postój na pięknym punkcie widokowym na jezioro Grey. Dalej droga wiedzie prawie po prostym terenie z kolejnymi punktami widokowymi na jezioro. Po jeziorze pływają kry lodowe z lodowca, im dalej, tym jest ich więcej. Dochodzimy wreszcie do pierwszego punktu widokowego na sam lodowiec Grey. Wyraźnie widać jego trzy odnogi. Dalej droga wiedzie w dół i pozwala nam na coraz lepsze zdjęcia lodowca. Mieścimy się w podanym na mapce czasie dojścia (ogólnie czasy w naszym przypadku się sprawdzały). Meldujemy się na kampingu (wszędzie są osobne recepcje dla schroniska i dla kampingu), rozbijamy namiot i idziemy na punkt widokowy bezpośrednio przy lodowcu, w miejscu gdzie dawniej znajdował się kamping Guardas.
Widać, że większość osób rezygnuje z tej trasy, bo jest zbyt zmęczona trekkingiem, ale my polecamy wszystkim wytężyć siły i kontynuować drogę aż do lodowca, bo po drodze są piękne punkty widokowe oraz przechodzi się przez świetny, podobny do himalajskich, wiszący nad przepaścią most. Na punkcie widokowym na lodowiec jesteśmy sami, więc w spokoju możemy podziwiać go z góry. Wracamy do Refugio Grey, kapiemy się (jest ciepła woda), jemy kolację we wspólnej jadalni. Wygląda to dość komicznie, bo na długich stołach ustawione są same kuchenki gazowe, które turyści przynieśli ze sobą. Każdy zagląda drugiemu do garnka, co czasem powoduje śmieszne sytuacje. W każdym razie nasza puszka z mięsem ziemniakami i warzywami wywołuje dodatkowy głód u Hiszpanki, która postanawia się lepiej zaopatrzyć w sklepiku który jest na miejscu. W końcu po długim marszu wszyscy są głodni. W sklepiku można znaleźć wszystkie podstawowe produkty z makaronem i sosami włącznie. Ceny są wyższe niż w Puerto Natales, ale jeśli nie chce się nosić jedzenia można dopłacić i kupić co potrzebne na miejscu. Istnieje też możliwość wykupienia posiłków w schroniskach. Ceny są jednak wysokie i z tego co słyszeliśmy od osób, które korzystały z tej formy wyżywienia, jedzenie też nie zawsze jest dobre. Dość późno kładziemy się spać.