Chcieliśmy dziś polecieć paralotnią nad wodospadami, ale poranek przywitał nas całkowitym zachmurzeniem i jednak zdecydowaliśmy się wrócić do Lusaki. Tym razem pojechaliśmy z firmą Mazhandu Family Bus Company, którą spokojnie możemy polecić. W przeciwieństwie do Shalom, którym jechaliśmy z Lusaki, autobus tej firmy miał w rzędzie tylko cztery siedzenia o normalnych wymiarach a nie pięć węższych jak w tamtym. Dzięki temu komfortowo dojechaliśmy na miejsce. Trzeba dodać, że cena za przejazd była taka sama. Po sposobie podróżowania widać, że Zambia jest bogatsza niż np. Malawi czy Mozambik. Tu jedzie tylko tyle osób, ile jest siedzeń. Nie spotkaliśmy się z tym, żeby w rzędzie było upychanych więcej pasażerów niż jest siedzeń. Standard autobusów też jest znacznie wyższy.
W Lusace okazało się, że w Lusaka Backpackers nie ma już żadnych wolnych miejsc. Zabraliśmy więc jedynie zostawione wcześniej nasze bagaże i poszliśmy ulicę dalej do Kalulu Backpackers. Kalulu oznacza królik w miejscowym języku i rzeczywiście po ogródku biegała cała gromadka tych sympatycznych zwierząt. Na tej samej ulicy zresztą jest jeszcze jeden hostel, także obecnie w obrębie dwóch sąsiadujących ulic są aż cztery hostele.