Cały dzień spędziliśmy nad wodospadami Wiktorii po stronie zambijskiej. Nie spodziewaliśmy się, że tak szybko uda nam się nad nie wrócić (byliśmy tu 6 lat wcześniej, ale jedynie po stronie Zimbabwe). Wszyscy uważają, że wodospady od strony Zimbabwe są lepsze, jednak teraz z doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli tylko możecie, to odwiedźcie obydwie strony.
Po stronie Zimbabwe owszem można obejrzeć dłuższy kawałek wodospadów niż po stronie Zambii, ale po stronie Zambii też są piękne widoki, częściowo z innej nieco perspektywy. Dodatkowo od sierpnia do połowy stycznia można, przechodząc wpław przez rzekę, wejść nad samą krawędź wodospadu, a nawet kąpać się tam. Na tą ostatnią możliwość nie byliśmy przygotowani (ja byłam w spódnicy), ale się odważyliśmy i nie żałujemy, choć perspektywa tego, co może się tam wydarzyć jest przerażająca. W każdym razie każdy kto się odważy będzie miał pełną emocji wyprawę – myślę, że to większa i pełna adrenaliny przygoda niż rafting, czy inne atrakcje oferowane w okolicach wodospadu. Jedno jednak trzeba zaznaczyć – na chodzenie po wodospadach lepiej nie wybierać się samemu. Polecamy wziąć przewodnika, który wie, którędy iść i zawsze pewnie podtrzyma nas, gdy się zachwiejemy pchani nurtem rzeki.
W porze obiadowej poszliśmy do hotelu Sun International znajdującego się na terenie wodospadów. To ekskluzywny hotel, ale obiady oferuje w bardzo przyzwoitych jak na Zambię cenach, a do tego obsługa jest pierwszorzędna i schabowy wyśmienity – polecamy.