Pomimo posiadania biletów na pociąg postanowiliśmy być na stacji już o 4:00, czyli godzinę przed odjazdem pociągu. Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ o tej godzinie (po uprzednim sprawdzeniu biletów) zaczęto wpuszczać pasażerów na peron i do pociągu. Kolejki były dwie, więc ustawiliśmy się w krótszej z nich, nieświadomi tego, że to kolejka dla żołnierzy. Na szczęście wszyscy uprawnieni do stania w niej skończyli się tuż przed nami i wpuszczono nas bez problemów jako następnych w kolejce. Dzięki temu udało nam się zając dobre miejsca siedzące, co zważywszy na liczbę pasażerów nie byłoby pewnie możliwe, gdybyśmy stanęli w drugiej kolejce. Inni turyści, którzy wsiedli później i nie mieli już gdzie usiąść poszli do mozambijskiego WARS-u, gdzie po drobnych zakupach mogli przesiedzieć całą podróż. Siedzenia w 3 klasie są strasznie niewygodne (siedzi się na zwykłej desce), ale na szczęście mieliśmy ze sobą karimaty, które po rozłożeniu wspaniale sprawdziły się jako obicie siedziska. Ku naszemu zdziwieniu pociąg ruszył punktualnie (słyszeliśmy od innych podróżników, że kilka dni wcześniej pociąg miał 9-godzinne opóźnienie). Za oknami pojawiły się pierwsze, skąpane we wschodzącym słońcu ciekawe góry, które widzieliśmy wcześniej na zdjęciach innych turystów.
Później co kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów pociąg zatrzymywał się w różnych miejscowościach. Przez okno można było kupić wszystko: bułki, jajka, banany, mango, napoje, słodycze, nerkowce, smażone pampuchy a w porze obiadowej frytki, sałatkę i kawałki smażonego kurczaka. Każdy przystanek dostarczał nowych ciekawych widoków. Trzeba przyznać, że podróżując tym pociągiem naprawdę można zobaczyć prawdziwy Mozambik i Mozambijczyków. Do Cuamby dotarliśmy o 15:30 i postanowiliśmy kontynuować podróż jednym z czekających na pasażerów pociągu minibusów do Mandimby na granicy z Malawi. Niestety z powodu problemów z paliwem w Malawi musieliśmy zrezygnować z podróży przez Entre Lagos – nie mielibyśmy bowiem jak się stamtąd dalej wydostać. Na miejsce dojechaliśmy wykończeni, nie tylko ze względu na całodniową podróż pociągiem, ale przede wszystkim z uwagi na zepsute siedzenie w minibusie, którym jechaliśmy. Poszliśmy przenocować do motelu bez nazwy naprzeciwko przystanku autobusowego, posilając się frytkami i sałatką sprzedawanymi na ulicy.