Ponieważ w naszym Thebe River Camping nie było już miejsc na poranne safari więc udaliśmy się na wycieczkę z turystami mieszkającymi w Mowana Safari Lodge. Średnia wieku w tym ekskluzywnym hotelu była odpowiednia, ciekawe, czy nam się w tym wieku będzie chciało jeździć na safari. Po przyjeździe zostaliśmy zaproszeni na poranną kawkę oraz herbatkę i po chwili wyjechaliśmy na safari. Nim dojechaliśmy do bram parku widzieliśmy już bawoły i guźce.

Później udało nam się zobaczyć różne antylopy i ptaki, krokodyle, małpy oraz bardzo ciekawe dzikie psy, które rozszarpywały swoją nocną zdobycz oraz lwy, które pożerały guźca. W połowie safari była krótka przerwa na picie (wliczone w cenę safari). Przy wyjeździe zobaczyliśmy jeszcze żyrafy, kudu, bawoły i stado słoni, z których ten park słynie, które zmierzało spokojnie do rzeki. Podsumowując musimy stwierdzić, że safari odbyło się świetnym samochodem ale z kiepskim przewodnikiem. Spieszył się z powrotem i obwoził turystów bez pasji, którą miał Keone w Moremi.

Kolejne godziny spędziliśmy na basenie znajdującym się na terenie naszego kampingu. Następnie o 15 wyjechaliśmy na rejs. Pech chciał, że tego dnia na naszym kampingu były aż trzy overland trucki i dla wszystkich wynajęto duży prom. Zdecydowanie polecamy popłynąć małą łódką, która ma lepsze pole manewru i może bliżej oraz szybciej podpłynąć do zwierząt. Podczas rejsu widzieliśmy słonie, antylopy, bawoły, żyrafy, guźce, czyli zwierzęta, które przychodzą do wodopoju oraz małpy, krokodyle i hipopotamy, które nam się najbardziej podobały. Część zwierząt przepływa rzekę i pasie się na wyspach na środku rzeki Chobe. Ładnie wyglądała rodzina słoni, która przekraczała rzekę z wyspy na ląd. Nawet maleństwo doskonale sobie poradziło. Po zachodzie słońca wróciliśmy na kamping.