Zanim wyjechaliśmy z Maun chcieliśmy jeszcze polecieć samolotem na wycieczkę nad deltą Okawango, co nam polecili Holendrzy. Niestety żaden przewoźnik nie miał na ten dzień zapisanych na wycieczkę innych turystów, co oznaczało, że albo wynajmiemy samolot tylko dla nas albo nie polecimy. Po rozejrzeniu się po ofertach zdecydowaliśmy się polecieć z MackAir. W sumie nie wyszło nas to o wiele drożej, niż gdybyśmy polecieli większą grupą a na pewno było warto. Po godzinie od wykupienia przelotu spotkaliśmy się z pilotem, przeszliśmy przez odprawę i wsiedliśmy do 3-osobowej Cessny. Pilot był ubrany w krótkie spodenki i ogólnie był dość młody, ale zapewnił nas, że lata tą trasą codziennie i w większości tym samolotem. Kiedy wzbiliśmy się już w powietrze pilot pokazywał nam różne zwierzęta, które żyją w delcie: słonie, żyrafy, bawoły, hipopotamy i zebry. Mniejszych zwierząt niestety nie widać z powodu wysokości, ale i tak bardzo nam się podobało podglądanie zwierząt z góry. Sama delta była dość sucha, ale byliśmy tam pod koniec pory suchej więc może kiedy indziej widać więcej wody. Podróż tak małym samolotem, który dodatkowo pochyla się, żeby lepiej zobaczyć zwierzęta zakończyła się wymiotowaniem u mnie i mdłościami u Przemka, ale czego się nie zrobi dla takich widoków. Niepotrzebnie jedliśmy rano śniadanie. Następnego dnia zobaczyliśmy gazetę, na pierwszej stronie której była informacja o katastrofie samolotu z turystami nad deltą Okawango. Samolot rozbił się w piątek, my lecieliśmy następnego dnia.
Po chwili odpoczynku udaliśmy się do Kasane. Po drodze przejeżdżaliśmy przez parki narodowe a przy drogach stały zwierzęta a w szczególności widzieliśmy bardzo dużo strusiów. Droga od połowy się pogorszyła i musieliśmy jechać ostrożnie i z mniejszą prędkością, jednakże tuż obok wylewali już świeży asfalt na nową drogę do Kasane. Na miejscu wykupiliśmy wycieczki do Parku Narodowego Chobe (na rano safari samochodem, na popołudnie safari łódką) i poszliśmy spać.