Rozpoczynamy nasze ostatnie godziny w Etoszy. Na początku kierujemy się do Klein Namutoni. Z daleka widzimy już kilka samochodów, więc od razu wiemy, że są tu jakieś ciekawe zwierzęta. Nie mylimy się, widzimy jak do wodopoju podchodzi lew. Za nim przychodzą dwie lwice z piątką małych lwiątek. Po zaspokojeniu pragnienia lwy kładą się kilkadziesiąt metrów od wodopoju, przy głównej drodze. Wszystkie samochody przenoszą się w to miejsce. Powoli robi się coraz cieplej i lwy zapewniają sobie osłonę przed słońcem kładąc się pod krzakami. Na podglądaniu lwów mija nam prawie dwie godziny. W końcu postanawiamy pojechać dalej, ale jeszcze tu wrócimy później i wtedy lwy będą już leżeć bez żadnego ruchu. Przy kolejnym oczku oglądamy żyrafy. Przy samym kemping spotykamy nosorożca, który przechodząc nam drogę wraca z wodopoju przy Namutoni. Wszyscy go szukali po parku a on przyszedł na oczko przy kempingu. Jadąc dalej spotykamy gnu i springboki. Przy kolejnym oczku spotykamy guźce, żyrafy, impale, zebry, kudu i gnu.
Około 11:00 wyjeżdżamy z Etoszy. Jedziemy w kierunku Grootfontein, blisko którego znajduje się największy meteoryt na świecie. Meteoryt jest duży, ale nie robi na nas wrażenia, bo wygląda jak wielki kamień. Nasza dalsza trasa wiedzie do Tsumkwe, czyli stolicy plemienia San, zwanych także Buszmenami. Droga jest trudna, bo mamy do przejechania ponad 200 km po szutrze. Pod wieczór jesteśmy Tsumkwe i jedziemy na kemping kilka kilometrów za miastem. Kemping leży przy bocznej drodze, która okazuje się nieprzejezdna dla naszego samochodu. Kilkaset metrów po skręcie zakopujemy się w piachu, który jest tak wysoki, że nasze podwozie po nim rysuje. Odkopanie zabiera nam sporo czasu. W tym czasie robi się ciemno. W końcu udaje nam się wyjechać i jedziemy do innego kempingu, w samym Tsumkwe.