Ruszamy w kierunku Kamanjab, gdzie jesteśmy po dwóch godzinach. Tam zaczyna się droga asfaltowa, którą dość szybko dojeżdżamy do Opuwo. Znajdujemy kemping, który ku naszemu zdziwieniu jest zupełnie pusty. Jest dopiero 14:00, więc umawiamy się z właścicielem kempingu, że po obiedzie zabierze nas do wioski plemienia Himba. Po 15:00 jedziemy na zakupy do supermarketu, gdzie kupujemy mąkę kukurydzianą, olej i cukier, które są podstawowym pożywieniem Himba i będą naszym prezentem dla wioski. Po naszym przyjeździe kobiety są zwoływane w główne miejsce wioski i siadają na ziemi tworząc koło. Kobiety z plemienia Himba słyną ze smarowania swojego ciała mieszaniną orchy, masła i ziół, która nadaje ich skórze kolor spalonej pomarańczy i jednocześnie spełnia funkcję kremu do opalania oraz zabezpiecza przed insektami.
W wiosce mamy możliwość zadawania dowolnych pytań przy pomocy przewodnika, który jest także tłumaczem. Czas mija bardzo szybko, nikt się tutaj nie spieszy. Mamy tyle czasu ile chcemy, dzięki czemu czujemy się tu dobrze przyjęci. Po pewnym czasie kobiety się rozluźniają, rozmawiają ze sobą, nie zwracając uwagi na nas. Pod koniec naszego pobytu żona szefa wioski pyta nas, czy chcemy, aby Himba dla nas zatańczyły i po targach uzgadniamy cenę. W umowie jest także przymusowe oglądanie różnych naszyjników i bransoletek wykonanych przez Himba. Każda z kobiet wyciąga tobołek i rozkłada przed sobą, przez co nagle jesteśmy w środku wielkiego kiermaszu. Po drobnych zakupach i okazaniu niechęci dalszego oglądania przechodzimy do pokazu tańca. Taniec nie jest porywający, ale na pewno jest inny niż wszystko co do tej pory widzieliśmy. Bardzo miło spędziliśmy czas u Himba. Po powrocie do samochodu okazało się, że byliśmy u nich aż dwie godziny.
Do zachodu słońca jest jeszcze godzina, dlatego jedziemy do pobliskiej wioski plemienia Zena, które przybyło tutaj z Angoli. Domki oraz styl życia jest podobny do Himba, ale ludzie są zupełnie inni. Kobiety mają splecione i przystrojone włosy, noszą kilka kolorowych naszyjników oraz kolorowe spódnice. Podczas naszej wizyty w wiosce było mało osób, ale może to nasza wina, bo przyjechaliśmy bez zapowiedzi. Zbliżał się także zachód słońca, więc czas zaganiania bydła do zagród, co także mogło być przyczyną. Pomimo tego udało nam się zrobić bardzo ładne zdjęcia w czerwonym słońcu i miło spędziliśmy czas.