Wychodzimy około godziny 8:00. Schodzimy stromym zejściem do Larja Bridge. Kilkanaście dni temu było to ciężkie podejście, ale teraz wydaje nam się niezbyt trudne. Wychodzimy z parku narodowego, zatrzymujemy się na herbatę przy wodospadzie i dochodzimy do Phakding, gdzie jemy obiad. Przed Phakding zaczęło padać. Czekamy pół godziny po obiedzie i decydujemy się iść w deszczu. Deszcz nie przestaje padać nawet po dojściu do Lukli.
W Lukli dowiadujemy się, że setki osób ma problemy z powrotem do Kathmandu, bo przez kiepską pogodę lata tylko kilka samolotów dziennie. Poza tym wszyscy, którzy mieli bilet typu open-ticket, czyli bez daty powrotu, mają problem z wylotem, ponieważ priorytet mają osoby z ustalonymi datami powrotnymi. My na szczęście mamy ustaloną datę powrotu i spieszyliśmy się, aby zdążyć dojść dzisiaj do Lukli i nie przekładać przelotu, bo spodziewaliśmy się możliwych problemów. Tilachah - nasz tragarz bał się, że nie dostanie od nas napiwku, bo nie chciał iść z nami przez Chola Pass. Oprócz napiwku daliśmy mu buty trekkingowe, kurtkę i inne.