Wyruszamy wcześnie, bo słyszeliśmy o problemach z brakiem noclegów w Dzonghla. Droga jest łatwa, szczególnie w porównaniu z poprzednimi dniami. Po drodze mijamy jezioro Chola Tsho. Przed Dzonghlą musimy przejść rzekę. Mostek składa się z dwóch desek i luźno ułożonych na nich płaskich kamieni. W Dzonghli (4830m) jesteśmy już o 10:00 i udaje nam się dostać nocleg. Jest to chyba najkrótsza trasa podczas naszego całego trekkingu. Wydaje nam się, że ten nocleg jest tak pomyślany, aby nabrać sił przed długotrwałą, siedmiogodzinną przeprawą przez Chola Pass.
Turyści, którzy przychodzą po nas trafiają do dormitorium a po jego zapełnieniu do namiotów. Ubikacja to wychodek z dziurą w ziemi (kojarzy na się z filmem Slumdog Millionaire), jednak ze wspaniałym tłem w postaci ośnieżonych wierzchołków. Po południu w ramach rozruszania wchodzimy na pobliską górę. Wieczorem lekko pada śnieg, który nie wróży nam nic dobrego.