Czwarty raz z kolei (od Namche) nocowaliśmy w hotelu z tymi samymi ludźmi. Oprócz nas jest to dwóch Anglików, para Amerykanów i para Australijczyków. Noclegi są zwykle wybierane przez przewodników (lub tragarzy jak ktoś nie ma przewodnika), więc to pewnie oni się razem zgadali. Dzisiejszy plan tych trzech grup ludzi to kolejny dzień aklimatyzacyjny poprzez wspólne wejście na pobliską górę Nangkar Tshang, która ma 5083m. Planowaliśmy iść dalej, ale argumenty ich przewodników wydają się sensowne, więc postanawiamy pójść z nimi. W ten sposób zwiększamy swoje szanse wejścia na EBC przez lepszą aklimatyzację. Z drugiej strony stracimy jeden dzień, który jednak możemy łatwo odzyskać przy schodzeniu, które można zrobić znacznie szybciej niż według naszego pierwotnego planu.
Rano jest pochmurnie, pierwszy raz od rozpoczęcie trekkingu. Później pogoda zaczyna się poprawiać. Całe podejście jest długie, cały czas pod górę i strome. Idziemy swoim tempem, które jest wolniejsze od Anglosasów. Za to oni robią dłuższe postoje, podczas których ich wyprzedzamy. Amerykanie i Australijczycy rezygnują z dalszego wchodzenia po przejściu 2/3 drogi. Na kamienisty szczyt z doskonałymi widokami wchodzimy tylko my i Anglicy.
Po powrocie do Dingboche robimy te same czynności, jak codziennie od rozpoczęcia trekkingu. Zamawiamy obiad, gramy w karty i czekamy na zachód słońca. Po zachodzie słońca około 17:00 jemy kolację i grzejemy się przy kozie, która zawsze jest w centralnej części jadalni, bo robi się bardzo zimno. Szybko też chodzimy spać, bo nie ma