Zwiedzanie Miami zaczęliśmy od Little Havana. Jako że w te same wakacje byliśmy w Hawanie mogliśmy porównać obydwa miejsca. W Little Havana można poczuć namiastkę prawdziwej Kuby. Chyba najmocniej w klubie domino w Maximo Gomez Park, gdzie Kubańczycy już od rana rozgrywają pomiędzy sobą turnieje. Wzdłuż głównej Ósmej Ulicy (Calle Ocho) są także galerie artystyczne oraz restauracje i knajpki z kubańskim menu. Cała Calle Ocho przypomina też Kubę pod nieco inny, mniej pozytywnym względem – jest jak na amerykańskie standardy zaśmiecona. Byliśmy też na Cuban Memorial Boulevard, gdzie znajdują się pomniki kubańskich bohaterów oraz rośnie piękny banyan. Na końcu poszliśmy do Muzeum Zatoki Świń, w którym znajduje się dużo zdjęć i trochę pamiątek po 2506 brygadzie, która chciała odebrać Castro władzę na Kubie.
Następnie pojechaliśmy do centrum Miami (downtown), które słynie z wieżowców położonych nad wodą. Zwiedzanie zaczęliśmy od Bayfront Park, który akurat był w remoncie. Następnie przeszliśmy się uliczkami centrum aż do Dade County Coutrhouse oraz objechaliśmy dookoła centrum monorailem, który jest darmowy. Później przez Port Boulevard pojechaliśmy samochodem na drugą stronę zatoki, gdzie cumują potężne cruisery. Stąd jest naprawdę ładny widok na downtown i port. Po zwiedzaniu centrum pojechaliśmy jeszcze na chwilę do Little Haiti. Sama dzielnica nie ma jakiś znaczących zabytków, ale odrębność kulturową widać od razu, choćby po ciemnym kolorze skóry mieszkańców czy francuskojęzycznych napisach. Zwiedziliśmy też botanicas, sklepy z artykułami do ceremonii religijnych. Na drzwiach wisiał obraz Santa Barbara Africana przypominający nam Matkę Bożą Częstochowską. W środku były jakby dewocjonalia, paliło się kadzidełko oraz były różne mikstury oraz posążki do kupienia (zapewne związane z voo-doo). Nikt nas nie wygonił, ale sami się jakoś nieswojo czuliśmy i szybko stamtąd wyszliśmy.
Gdy jechaliśmy z Little Haiti do wypożyczalni, aby oddać samochód zaczął padać obfity, tropikalny deszcz, zrobiło się prawie ciemno. Tak jakby pogoda oddawała nasz smutek z powodu końca wyprawy. Na lotnisku spotkaliśmy jeszcze dwóch chłopaków z Polski, którzy rozpoczynali swoją półroczną podróż po Stanach. Podczas dwumiesięcznej podróży oprócz nich spotkaliśmy na Kubie polską rodzinę mieszkającą w Toronto, na Jamajce grupę Polaków i dwa razy Polaków w Stanach. Po 18:00 wylecieliśmy samolotem do Europy.