Po śniadaniu idziemy do Havanatur. Wycieczka miała wyjechać o 9, ale prawie godzinę czekaliśmy na taksówki, które nas zabiorą 40 km do parku narodowego. Po kilku kilometrach kończy się asfaltowa droga a kierowca jedzie zygzakiem chcąc ominąć dziury. Po parku oprowadza nas hiszpańskojęzyczny przewodnik. Widzimy dwie nowe rodzaje palmy (jedna ma kolce i jest bardzo ciekawa), kilka ptaków, sporo owadów i leczniczej roślinności oraz najmniejszą żabę świata (jest tak mała, że ciężko ją dostrzec, mniejsza niż paznokieć). Pod koniec kąpiemy się w rzece. W czasie całej wyprawy musimy cztery razy przekraczać rzekę i zdejmować w tym celu buty.
W drodze powrotnej mieliśmy zatrzymać się na 1,5 h na Playa Maguana (najładniejszej w okolicy Baracoa), jednak nasz taksówkarz się nie zatrzymał. Po powrocie poszliśmy na skargę do biura Havanatur. Pracownik biura się tłumaczył, że to wina taksówkarza, ale nas nie zabrał na plaże, tylko kazał przyjść następnego dnia rano. Wieczorem poszliśmy na spacer po miejscowej, czarnej plaży i posłuchaliśmy muzyki w Casa de la Trova.