Rano idziemy na Mszę Świętą do katedry na 8:30 - tak jak pisze w przewodniku Moon’a, niestety okazuje się, że katedra jest zamknięta. W pobliskiej restauracji kelner mówi nam, że Msza jest w niedzielę o 11. Idziemy zatem do Capitolio Nacional. Mieli otworzyć o 9, ale ostatecznie kasjerka pojawiła się dopiero o 9.40! Za 1 CUC dodatkowo można dostać przewodnika - warto. Wnętrze jest bardzo okazałe, ma symetrycznie odbite pomieszczenia po dwóch stronach Kapitolu. Jedno dla Sejmu, drugie dla Senatu. Dostajemy bardzo miłego przewodnika, który bardzo dokładnie nas oprowadził i z sentymentem mówił, że przez rewolucję Castro Kuba utraciła tak ważne miejsce dla swojej polityki. Wracamy na 11 do katedry i rzeczywiście jest Eucharystia sprawowana przez samego biskupa. Wzruszająca była miejscowa kobieta, która poprosiła Przemka, żeby wrzucił 5 centavos moneda nacional (mniej niż 1 polski grosz) na tacę w jej imieniu i zawstydzona powiedziała, że nie ma więcej. Od razu nam się przypomniała przypowieść o wdowim groszu. Po Mszy Świętej biskup wyszedł na tył katedry i robił sobie zdjęcia z turystami :)
Następnie poszliśmy do Museo Nacional de Bellas Artes. Mimo informacji o otwarciu w niedzielę było zamknięte więc ulicą Prado doszliśmy do muzeum rewolucji i statku Grama, którym Fidel przypłynął na Kubę. Samo muzeum nie było dla mnie zbyt ciekawe - dużo czarno-białych zdjęć, trochę ubrań i broni z czasu rewolucji. To chyba muzeum dla mężczyzn, ewentualnie pasjonatów rewolucji. Następnie doszliśmy do Calle Maceo i Castillo de San Salvador de la Punta, gdzie miejscowi chłopcy skakali do morza i dalej do Plaza de Armas. Na środku placu jest sporo roślinności, która daje tak cenny w środku upalnego dnia cień. Spacerujemy jeszcze do Plaza de San Francisco i Plaza Vieja, na którym jest wystawa poświęcona Warszawie i jej odbudowie po II WŚ. Padnięci idziemy na kolację i ok. 20 zasypiamy.