Po śniadaniu jedziemy do Kutaisi z przesiadką w Khashuri. Na miejscu jedziemy autobusem numer 1 na dworzec Kutaisi-1, blisko którego mają znajdować się tanie noclegi. Kwaterę znajdujemy z wielkim trudem, z powodu błędów na mapie. W kwaterze spotykamy trójkę Austriaków, którzy właśnie teraz chcą jechać do Gelati. Przyłączamy się do nich, ale marszrutka okazuje się bardziej niż pełna. Postanawiamy wspólnie wziąć taksówkę. Jest nas pięciu, ale taksówkarz nie widzi w tym żadnego problemu.
Na początku jedziemy do cerkwi Motsameta, gdzie mijamy młodą parę, która przyjechała tu na błogosławieństwo. Później jedziemy do Gelati, gdzie trafiamy na ślub. Najciekawszym elementem ślubu są korony trzymane przez świadków nad głowami młodej pary oraz procesja prowadzona przez popa dookoła miejsca zaślubin. Jest sezon ślubów, bo w kolejce czekają jeszcze dwie inne pary młode. Jeżeli chodzi o samą cerkiew to jest ona jedną z najciekawszych jakie widzieliśmy w Gruzji. Znajduje się w niej dużo dobrze zachowanych fresków.
Po powrocie do Kutaisi idziemy na obiad a później kupujemy bilety na pociąg do Tbilisi na jutro. Kupujemy też owoce na targu. Oprócz tego, co kupiliśmy dostajemy pół siatki owoców za darmo. Łazienka na naszej kwaterze okazuje się najgorszą podczas całego wyjazdu, jednak gościnność właścicieli nadrabia wszystko. Wieczorem razem z innymi turystami jesteśmy zaproszeni na imprezę. Jest kolacja a także wino i wódka (cza-cza) domowej roboty. Prawie w każdym domu robi się tu wino domowej roboty. Dowiadujemy się, że tamada jest animatorem każdej imprezy. To on dba, aby goście się nie nudzili i udziela głosu na wznoszenie toastów. A w Gruzji toasty są bardzo ważne. Na początku wznosi się toasty za zdrowie, bliskich, rodzinę. Następnie przychodzi kolej na zmarłych a później mniej ważne rzeczy, byle był powód do toastu.