<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2007-07-29 Auckland->Port Vila (wyspa Efate)->Mt Yasur (wyspa Tanna)

Wstajemy o 4:00, żeby zdążyć na pierwszy autobus o 4:50 na lotnisko. W dzień nie było tak zimno, ale w nocy jest bardzo zimno. Widzimy za to dużo młodych wracających w letnich strojach z imprez. Dzięki temu, że byliśmy w Nowej Zelandii mniej niż 24 godziny nie musimy płacić departure tax.



Orkiestra na lotnisku i ATR-42 Air Vanuatu.


Opóźnionym o godzinę samolotem przylatujemy na Vanuatu. Jak na poprzednich wyspach, turystów wita miejscowy zespół muzyczny. Na lotnisku chcemy kupić bilety lotnicze na przeloty na sąsiednie wyspy. Jednak jest niedziela i biuro jest zamknięte. Mogliśmy kupić te bilety w Nowej Kaledonii, ale baliśmy się, że będą droższe. I rzeczywiście udaje nam się znaleźć panią z biura, która sprzedaje nam bilety ze zniżką studencką 25%. Znowu można zabrać tylko 10 kg/os., więc zostawiamy jeden z plecaków w przechowalni na lotnisku. Kilka godzin później wylatujemy opóźnionym o godzinę samolotem Air Vanuatu na wyspę Tanna. Lecimy bardzo wysłużonym ATR-42, który rok temu z powodu usterek był na pół roku wycofany z lotów. Nic dziwnego, bo jest to największy samolot Air Vanuatu (mają jeden tego typu) i będziemy nim lecieć jeszcze 3 razy. Po przylocie okazuje się, że jesteśmy chyba jedynymi osobami, które nie mają zarezerwowanego noclegu. Przyłączamy się do grupy turystów i jedziemy z nimi do Smile Lava Bungalows, prowadzonego przez miejscową rodzinę. Przez ponad godzinę przebijamy się na wschodnie wybrzeże przez szutrowe drogi w dżungli. Dostajemy bardzo prosty domek, w którym światło jest między tylko 18:00 a 19:00.



Poczta na wulkanie i ludzie czekający na zachód słońca.


Jeszcze tego samego dnia idziemy z przewodnikiem (brat właściciela hotelu) i innymi turystami na wulkan Mt Yasur. Pod drzewem, przy drodze prowadzącej na wulkan siedzi człowiek sprzedający bilety. Opłata jest bardzo wysoka a człowiek wcale nie wygląda na biletera. Wszyscy jednak płacą, więc my też. Czujemy, że jesteśmy teraz chyba na największym odludziu podczas naszych wypraw. Wejście na wulkan zajmuje nam około godziny. U podnóża krateru znajduje się skrzynka pocztowa, reklamowana jako pierwsza na świecie poczta na wulkanie. Już od dawna słychać wybuchy wulkanu. Wchodzimy na najwyższą część krateru wulkanu, skąd widać środek krateru i kawałki lawy wyrzucanej kilkadziesiąt metrów w górę, spadające 100 m od nas. Jest tu w sumie około 10 osób, które oglądają wybuchy i czekają na zachód słońca. Po zachodzie słońca widoki są niezapomniane. Większy wybuch wulkanu jest co kilka minut. Czuć wtedy podmuch ciepłego powietrza i widać czerwone fontanny. Byliśmy na wielu wulkanach, ale po raz pierwszy widzimy takie coś. Pomimo tego, że robi się strasznie zimno, siedzimy tu jeszcze 30 minut po zachodzie słońca.



Wulkan Yasur.


Zejście z wulkanu zabiera nam około 40 minut. Na centralnym placu wioski stoi telewizor, przed którym siedzi połowa mieszkańców wioski. Na kolacje dostajemy ryż, kawałek kurczaka, warzywa i papaję na deser.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>