Wstajemy rano. W telewizji leci wyścig Formuły 1, w którym startuje Robert Kubica. Jest to dopiero jego drugi wyścig. Polak spisuje się bardzo dobrze, jakby miał kilkuletnie doświadczenie w tym sporcie. Następnie idziemy na śniadanie. Dzisiaj jest kolejka i trzeba czekać na pusty stolik. Ludzie overbookowani przez Lufthansę są gorzej traktowani, siedzą w drugiej części restauracji. Dzisiaj jest to szczególnie widoczne, ponieważ kobieta przyprowadza nas do drugiej części restauracji i zostawia nas, żebyśmy sobie sami znaleźli stolik. A wszystkie stoliki są zajęte lub jeszcze nie nakryte. Robimy sobie znowu kanapki do samolotu. Później idziemy poprawić wczorajsze zdjęcia z tego hotelu, ponieważ dzisiaj jest dużo ładniejsza pogoda.
Prawie jak codziennie, wyjeżdżamy po 11:30 na lotnisko i koło 13:00 jesteśmy na miejscu. Wiemy, że następny lot jest dopiero za dwa dni (dokładnie tydzień później niż mieliśmy wylatywać), więc postanawiamy wracać do Polski. Wenezuelka chce jeszcze zostać, ale wstydzi się pytać. Odprawiamy się bardzo szybko i mamy prawie dwie godziny w strefie bezcłowej, gdzie wydajemy nasze ostatnie wenezuelskie pieniądze. Kupujemy także picie, jednak później przypominamy sobie, że po złapaniu terrorystów w Wielkiej Brytanii wprowadzono zakaz wnoszenia cieczy (także pasta do zębów) w bagażu podręcznym.
Po 15:00 zaczyna się odprawa. Pierwszy raz takie coś widzimy. Najpierw wchodzą ludzie z biletami, którzy mają naklejoną niebieską kropkę na karcie pokładowej (boarding pass). To chyba biznes klasa. Później wchodzą ludzie z czerwoną kropką a na końcu my, którzy mamy zieloną kropkę. Samolot nie może wystartować zgodnie z planem, ponieważ mamy uszkodzony filtr paliwa. Wylatujemy do Frankfurtu z godzinnym opóźnieniem.
<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>