<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2006-08-25, piątek, Caracas (km 16480)

W pobycie mamy wliczone 3 darmowe minuty telefon za granicę. Tak jak z Tamanaco, dzwonimy do Polski, żeby powiedzieć, że dzisiaj nie przylecimy, bo jesteśmy jeszcze w Caracas. Następnie idziemy na śniadanie, na które także jest szwedzki stół. Po 11:00 wymeldowujemy się z hotelu i czekamy w holu na autobus. Wszyscy, a szczególnie Holendrzy, robią tu sobie zdjęcia. Tym razem autobus przyjeżdża zgodnie z planem i o 11:45 wyjeżdżamy. Powoli zaczynamy orientować się w centrum Caracas. Wiemy, gdzie jest Hotel Tamanaco i Hotel Limon, w którym byliśmy pierwszej nocy w Caracas. Po drodze oglądamy filiżankę Nescafe, która znajduje się na dachu wieżowca i sama ma około 8 pięter wysokości. Tym razem jedziemy większym autobusem i chyba przez to nie jedziemy skrótem. Stoimy w korku i oglądamy ludzi sprzedających różne towary, tak samo jak to widzieliśmy trzy dni temu. Znowu koło 13:00 jesteśmy na lotnisku. Stoimy około godzinę w kolejce po voucher na 700 euro. Wszystko tak długo trwa, bo nikt nie spieszy się, żeby nas obsłużyć a za nami stoi ponad 20 innych osób. Od razu pytamy o overbooking i dostajemy informację, że możemy zostać trzeci, ostatni raz. Razem z nami znowu zostają Niemcy i Wenezuelka. Wenezuelka mieszka w Caracas, ale zostaje w hotelu, bo taka okazja może się nie powtórzyć. Znowu dostajemy voucher do lotniskowej restauracji La Piazza. Zamawiamy tylko picie, bo jedzenie nam tu nie smakowało. O 15:30 jesteśmy przed stanowiskiem Lufthansy. Holendrzy polecieli, ale jest kolejne 30 osób, które jest overbookowane. Czekamy jeszcze około godziny, aż każda z osób dostanie voucher i informacje odnośnie powrotu.


Zdjęcia z Hotelu Melia Caracas.


Tym razem jedziemy do Radisson Eurobuilding, przed którym byliśmy kilka dni temu autobusem. Hotel jest mniejszy niż Melia, ale dwa razy większy niż Tamanaco. Pokój też podobny do Tamanaco, "tylko" jedna sypialnia i łazienka. Za to mamy telefon z panelem dotykowym, którym można sterować klimatyzacją i telewizorem. Z pokoju mamy nieciekawy widok na przód hotelu. Mamy też w pokoju barek-lodówkę. Zjeżdżamy na dół oszkloną windą z widokiem na basen i pobliskie małe lotnisko. Idziemy na obiadokolację, bo dzisiaj nie jedliśmy obiadu. W recepcji spotykamy 30 Francuzów, którzy właśnie przyjechali autobusem i tak samo jak my byli overbookowani na dzisiejszy lot Lufthansy do Frankfurtu. Codziennie coraz więcej ludzi. Okazuje się, że kolacje podają od 19:00, więc czekamy kilkanaście minut. Zamawiamy jedzenie z karty. Jest lepsze niż wczoraj i zostajemy dosyć szybko obsłużeni. Później siedzimy sobie na leżakach przy basenie. Okazuje się, że podczas naszej kolacji ktoś był w naszym pokoju i zamknął barek oraz zabrał do niego klucz. Widocznie nie chciało im się sprawdzać przy wymeldowywaniu, czy ktoś coś wypił lub zjadł z barku. Istniała też szansa, że ktoś coś wypije i będzie się tłumaczył, że nie wiedział, że trzeba było za to płacić dodatkowo.

<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>