<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2006-08-22, wtorek, Caracas (km 16270)

Dzisiaj o 16:25 mamy wracać samolotem do Europy. Wstajemy o 9:00 rano i idziemy na śniadanie blisko naszego hotelu. Następnie znajdujemy supermarket, w którym robimy zakupy-prezenty, które zawieziemy do Polski. O 11:00 wyprowadzamy się z hotelu i idziemy na busik na lotnisko. Kupujemy bilet na najbliższy odjazd, który jest o 12:00. Caracas to ogromne, 5 milionowe miasto, w którym widzimy prawie same 30-40 piętrowe budynki. Tak jak w większości takich miast, na obrzeżach są slumsy. Ilość zabezpieczeń, krat i drutów kolczastych jest przerażająca i przypomina nam Nairobi w Kenii.

Po południu wyjeżdżamy na lotnisko. Kierowca dość sprawnie omija korki, widać że jeździ tędy bardzo często. Jednak po wyjeździe z centrum trafiamy na mały korek, w którym spędzamy około 20 minut. Jak się później dowiedzieliśmy, kilka miesięcy temu zawalił się most i jedziemy objazdem. Stojąc w korku widzimy ludzi sprzedających różne towary, którzy chodzą od samochodu do samochodu. Korek jest tu codziennie i to prawie przez cały dzień, więc pomysł nie jest taki zły. Widzimy także bezdomnych opalających się na trawniku. Około 13:00 dojeżdżamy na lotnisko. Kręcimy się po lotnisku usiłując się dowiedzieć, czy musimy płacić podatki wyjazdowe (około 50$), czy mamy je opłacone w cenie biletu. Nic nie wiemy i przed 14:00 ustawiamy się w kolejce do check-in. Odprawianie ludzi trwa bardzo, bardzo wolno. Jeszcze tak długiej odprawy nie widzieliśmy. Dopiero o 15:30, czyli po prawie dwóch godzinach przychodzi nasza kolej. Już się martwiliśmy, że nam niedługo samolot odleci. Pani z Lufthansy proponuje nam przesunięcie wylotu na dwa dni później, bo mają overbooking. Mamy dostać darmowy pobyt i wyżywienie w hotelu pięciogwiazdkowym i 700 euro rekompensaty. Zgadzamy się od razu, chociaż inni ludzie, którzy dostają taką samą propozycje, zastanawiają się. Niektórzy nie chcą zostać i ostatni ludzie odprawiają się o 16:10, czyli 15 min przed planowym wylotem. Samolot wylatuje z 30 minutowym opóźnieniem. Nie ma nas na pokładzie.

Razem z około 10 osobami czekamy, co będzie dalej. Nikt z obsługi się nie spieszy, ale to chyba tu normalne. Po jakimś czasie dostajemy voucher na pobyt w hotelu. Voucher na 700 euro mamy dostać pojutrze, co się bardzo nie podoba części osób, ponieważ chcą dostać potwierdzenie otrzymania pieniędzy i wylotu za dwa dni. Jeszcze trochę czekania i wsiadamy do autobusu zorganizowanego przez Lufthansę, który zabiera nas do Caracas. Najpierw podjeżdżamy do Radissona, który wygląda aż za dobrze i nie wierzymy, że tu zostaniemy. Okazuje się, że mieliśmy jechać do Tamanaco. Jednak Tamanaco nie jest wcale gorszy. Jest to duży hotel z około 200 pokojami, basenem, restauracją i rzeczywiście ma pięć gwiazdek. Meldujemy się w recepcji i idziemy do naszego pokoju. Drzwi otwierają się na kartę magnetyczną a nie na klucz. W środku jest telewizor, sejf, widok na basen. W łazience mamy hotelowe mydełka, szampony, ręczniki. Bardzo nam się tu podoba.

Jesteśmy głodni, więc idziemy do restauracji, która jest tuż obok basenu. Pytamy się, czy możemy wszystko zamawiać i dowiadujemy się, że wszystko oprócz alkoholi. Zamawiamy sobie bar sałatkowy, kremową zupę pomidorową, pizzę i fajitas. Obsługa jest trochę wolna, ale to chyba wenezuelska specjalność. Obok nas siedzą głównie biznesmeni, których łatwo odróżnić od ludzi z naszego samolotu. W końcu dostajemy nasze zamówienie. Wszystko jest bardzo smaczne i bardzo drogie, ale Lufthansa płaci (w sumie kolacja kosztowała ponad 200 zł). Na deser pijemy soki. Truskawkowy jest najlepszy, może dlatego, że rzadko można go dostać. Następnie siedzimy chwilę przy basenie i idziemy spać.

<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>