<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2006-08-21, poniedziałek, Puerto Colombia->Maracay->Caracas (km 16200)

Dzisiaj jest nasz ostatni dzień odpoczynku w Puerto Colombia. Wstajemy przed 8:00 i idziemy na Playa Grande robić zdjęcia, gdy jeszcze nie ma tłumów ludzi. Magda się źle czuje i nie chce jeść śniadania, więc sam idę na śniadanie. Magda zostaje na plaży. Do południa spędzamy czas na Playa Grande. Później bierzemy prysznic, zabieramy plecaki i idziemy na autobus do Maracay. Znowu jest kolejka ludzi czekających na autobus. Wsiadamy dopiero do trzeciego autobusu, po półtorej godziny oczekiwania. Jedziemy tą samą krętą drogą, którą jechaliśmy tydzień temu. Po drodze przejeżdżamy rzekę. Kierowca zatrzymuje się, wysiada i przemywa sobie twarz i ręce w rzece. Po tym rytuale jedziemy dalej. O 16:00 dojeżdżamy do Maracay.


Zdjęcia z Playa Grande.


Razem z miejscowymi czekamy w kolejce na autobus przejeżdżający tędy do Caracas. Przyjechał autobus, w którym są dwa miejsca, ale nie są koło siebie, więc nikt nie chce wsiadać, my także. Przez godzinę nie przyjeżdża żaden inny autobus i niektórzy idą na wolny (zatrzymujący się w każdym miasteczku) autobus do Caracas. W końcu przychodzi osoba z firmy autobusowej, która mówi, że nie będzie dzisiaj już ekspresowych autobusów do Caracas. Za to pokazuje wszystkim miejsce, skąd odjeżdżają małe, bezpośrednie autobusy do Caracas. Autobusik jest całkiem fajny, klimatyzowany. Może jedzie trochę wolniej, ale o 19:20 jesteśmy już w Caracas.

Idziemy na stację metra, skąd jedziemy do Plaza Venezia. Stąd przesiadamy się na inną linię i jedziemy do Bellas Artes. Magda nie zdążyła wsiąść do metra w stronę Bellas Artes, bo jej się drzwi zamknęły przed nosem. Był to niezbyt bezpieczny dla nas moment, bo Caracas uchodzi za niebezpieczne miasto. Czekam na Magdę na Bellas Artes. Później idziemy do hotelu, który wybraliśmy w przewodniku. Hotel Limon jest silnie pilnowany, chyba rzeczywiście nie jest tu bezpiecznie. Pokój jest bardzo drogi (podrożał od 1 sierpnia), ale ma klimatyzację i jest ładny. Jesteśmy głodni i idziemy na miasto szukać jedzenia. Kręci się tu bardzo dużo żebraków i bezdomnych. Ludzie na ulicy ostrzegają nas przed nimi. Nie chcemy się za bardzo oddalać, więc zostajemy w chińskiej restauracji Hong Kong. Oprócz zupy jedzenie nie jest tu zbyt dobre. Po obiadokolacji wracamy prosto do hotelu.

<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>