<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2006-08-15, wtorek, Santa Marta->Maicao->Maracaibo->Maracay (km 16020)

Wstajemy o 7:00 rano. Zabieramy plecaki i jedziemy busikiem na dworzec. O 8:30 wyjeżdżamy autobusem firmy Concorde do Maicao, na granicy z Wenezuelą. Autobus jest klimatyzowany a my mamy bardzo wygodne miejsca z samego przodu. Miejscami jedziemy nawet 100km/h. Już się obawiamy, że w połowie drogi (Riohacha) będziemy musieli się przesiadać na inny autobus. Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Zmienili się tylko kierowcy. Nasz autobus zaczął prowadzić młody kierowca, któremu pilnie przyglądał się nasz stary kierowca. Jechał całkiem nieźle, ale trochę brakowało mu płynności. O 12:30 dojechaliśmy do Maicao. Wymieniliśmy pieniądze w kantorze na dworcu autobusowym. Co ciekawe, chyba za każdym razem w Ameryce Pd dostawaliśmy lepszy kurs na granicy niż później w stolicy, czy innych miastach. Zwykle na granicy kurs jest dużo gorszy.

Do Maracaibo jedziemy na zakrytej pace pick-upa z kilkoma miejscowymi. Granicę przekraczamy bez problemu. W Wenezueli co kilka kilometrów zatrzymują nas patrole żołnierzy. Kontrole to tylko proforma, bo sprawdzają tylko paszporty. Żołnierze śmieją się z nas, że jedziemy jak miejscowi a nie dwa razy droższym autobusem czy taksówką. Pod koniec drogi pick-up się psuje. Czekamy około pół godziny do czasu, gdy kierowca postanawia pojechać po jakąś samochodową część do pobliskiego miasta. Płacimy jego synowi za przejazd pomniejszając kwotę o koszt dojazdu do Maracaibo. Następnie zatrzymujemy autobus i o 17:30 (16:30 w Kolumbii) jesteśmy na miejscu. Maracaibo do duże, bogate miasto, które zbudowało swoją potęgę na pobliskich złożach ropy naftowej. Kupujemy bilety na autobus do Maracay na 22:00. W Maracaibo jest strasznie gorąco i duszno, ze 35 stopni po zachodzie słońca. Pewnie dlatego, że to miasto nie leży nad morzem, które zapewnia miły chłód w nocy. Zostawiamy plecaki na dworcu i idziemy szukać jedzenia. Znajdujemy tylko hamburgery i pizzerię. Decydujemy się na dużą pizzę, która jest całkiem niezła. Zgodnie z planem odjeżdżamy dwupiętrowym autobusem (semi-cama) do Maracay.

Wenezuela jest droga, prawie tak droga jak Brazylia. Jednak w zachodniej części Wenezueli widzieliśmy tylko brzydkie domki i prawie same stare (dwudziestolenie) amerykańskie samochody. Śmiesznie wyglądają takie krążowniki z tabliczką "taxi" na dachu.

<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>