O 6:00 jesteśmy w Huaraz. Wita nas zimne, andyjskie powietrze. Jest to miasto, z którego organizuje się trekkingi w pobliskie góry. Najpierw znajdujemy tanią kwaterę, gdzie zostawiamy plecaki. Następnie kupujemy wycieczkę na lodowiec Pastoruri. Jemy śniadanie i o 9:30 wyjeżdżamy na wycieczkę. W połowie drogi kończy się asfalt. Jest też przystanek na śniadanie, gdzie zamawia się także obiad, ponieważ zatrzymamy się tu w drodze powrotnej. Kupujemy tylko herbatę z liści koki, która ma pomagać na chorobę wysokościową. Później zatrzymujemy się przy aguas gasitadas w Pumapampa. Jest to źródło z mineralną wodą, lekko śmierdzącą. Następnie podjeżdżamy pod górę, oglądając ośnieżone szczyty po bokach. Wjeżdżamy autobusem aż na wysokość 4900 m.n.p.m. Jest już 13:00. Ludzie przebierają się w kombinezony, czapki i rękawiczki. Są to głównie miejscowi oraz turyści z Puerto Rico i Francji. Dla nas nie jest tu tak zimno.
Na lodowiec można dostać się pieszo lub wynająć konia. My decydujemy się wejść pieszo. Przy tej wysokości powietrze jest rzadkie i wchodzi się dość ciężko, chociaż połowa drogi jest bardzo łatwa. Druga część, skąd konie dalej nie idą, jest dużo bardziej stroma. Magda tu zostaje, bo się źle czuje. Ja wchodzę na lodowiec. Po drodze mijam młodych chłopców, którzy pracują wnosząc na ramionach (na barana) kobiety i dzieci. Na brzegu lodowca jest jezioro i jaskinia, która ma niebieski kolor. Lodowiec powoli się topi i płynie z niego woda. Wchodzę na lodowiec. Chodzenie po lodzie nie jest proste, dlatego niektórzy mają kijki. Dochodzę na wysokość około 5200 m.n.p.m. Z tego miejsca jest doskonała panorama na okolicę. W oddali widać białe szczyty Cordiliera Blanca, w którą planujemy się jutro udać. Zejście w dół jest już bardzo łatwe. Powoli zaczyna się ochładzać. W nocy jest tu poniżej 0 stopni. O 15:30 wyjeżdżamy. Pod sam koniec szutru łapiemy gumę, jednak kierowca postanawia jechać wolno do restauracji, gdzie większość ma zamówiony obiad. Pomimo tego, że obiad był zamówiony wcale tak szybko go nie podano. My oglądamy zachód słońca i czekamy, aż autobus zostanie naprawiony. O 19:00 jesteśmy z powrotem w Huaraz. Chodzimy po wszystkich agencjach turystycznych. Planowaliśmy pójść na czterodniowy trekking Llanguanaco-Santa Cruz, ale dowiadujemy się, że jest on najpopularniejszy, bo jest łatwy. Po oglądnięciu zdjęć decydujemy się na jednodniowy trekking do Laguna 69. Stwierdzamy, że zasłużyliśmy na całą pizzę. Pizzeria wygląda wyjątkowo dobrze, jak na tutejsze warunki. Pizza jest dość droga, ale bardzo dobra.