O 6:00 rano jesteśmy w Nasca. Bierzemy taksówkę na lotnisko, gdzie odwiedzamy wszystkie biura linii lotniczych. Wybierany AeroIca, która była polecana przez nasz przewodnik. Linia ma dużo samolotów i stargowaliśmy się do ceny, którą proponowali w mniejszych liniach. Dowiadujemy się, że pierwsze loty będą odbywać się od 10:00, ale my będziemy lecieć koło południa.
Korzystając z wolnego czasu postanawiamy pojechać do Chauchilla. Możemy kupić wycieczkę w biurze, ale postanawiamy sami sobie zorganizować transport. Zatrzymujemy taksówki i kierowca z drugiej zatrzymanej taksówki podejmuje się zawiezienia nas tam i z powrotem za akceptowaną przez nas cenę. Taksówkami są tu także małe Daewoo Tico. Taką taksówką jedziemy około 20 km drogą asfaltową, później skręcamy w bok na pustynie, gdzie nie ma asfaltu. Jedziemy jeszcze 7 km myśląc o tym, że taksówkarzowi nie warto niszczyć samochodu za pieniądze, które mu zapłacimy. Chauchilla leży w środku pustyni. Odnaleziono tu groby ludzi żyjących jeszcze przed Inkami. Specyficzny mikroklimat tego miejsca naturalnie zakonserwował mumie. Jedna z nich ma nawet skórę i włosy. Nie podoba nam się chodzenie, bo pradawnych grobach i już o 10:00 jesteśmy z powrotem.
W biurze AeroIca oglądamy film poświęcony sławnym liniom na pustyni blisko Nasca. Nie wiadomo kto je narysował i po co powstały. Według mnie teorie o kosmitach są śmieszne, bo linie przedstawiają bardzo prymitywne obrazki. Zagadką jest tylko jak udało im się narysować (lub wydeptać) tak ogromne rysunki, które dobrze widać tylko z samolotu. O 12:00 wylatujemy 5 osobową Cessną oglądać linie. Najpierw oglądamy tzw. astronautę. Pilot krąży nad każdym z rysunków, aby osoby z prawej i z lewej strony mogły zobaczyć. Podczas tych kółek przeciążenia są bardzo duże. Dobrze że radzono nam nie jeść nic na śniadanie. Następnie są rysunki psa, małpy, kondora, kolibra, papugi. Niektóre rysunki ciężko zobaczyć z samolotu, bo zlewają się z ziemią lub zostały częściowo zniszczone. A jeszcze ciężej zrobić zdjęcie. Najlepiej było widać kolibra. Jeszcze tylko lądowanie i wrócimy na ziemię.
Lot tak małym samolotem nie był przyjemny, więc lądowanie jest ulgą. Zabieramy plecaki, wracamy na dworzec autobusowy (a raczej miejsce, w którym zatrzymują się autobusy) i o 13:00 wyjeżdżamy do Ica. Jedziemy na północ, wzdłuż wybrzeża Pacyfiku. Rozciąga się tu pustynia, która ciągnie się w sumie przez 1800 km. Zza szyb autobusu oglądamy wydmy, jednak najładniejsze wydmy znajdują się w miejscowości Ica. O 15:30 jesteśmy już w Ica. Kupujemy bilet autobusowy do Pisco i zostawiamy plecaki. Zatrzymujemy tricykl, który jest najtańszym środkiem dostania się do Oazy Huacachina. Oaza robi ogromne wrażenie. Widoki bardziej kojarzą się nam z Egiptem niż z Peru. Wydmy są ogromne, a w środku jest jezioro, w którym ludzie pływają na rowerach wodnych. Na wydmach ludzie uprawiają sandboarding. Można też kupić przejażdżkę po wydmach specjalnie przygotowanym samochodem buggy. Jest niedziela, więc jest tu bardzo dużo ludzi, szczególnie miejscowych. Ponad godzinę chodzimy po wydmach i robimy zdjęcia. Następnie wracamy do centrum, skąd o 17:30 wyjeżdżamy do Pisco. W Pisco jesteśmy o 19:00. Najpierw znajdujemy hotel a później szukamy wycieczki na wyspy Ballestas i półwysep Paracas. Udaje nam się stargować prawie dwukrotnie cenę wycieczki, prawdopodobnie do ceny, którą płacą Peruwiańczycy.