Nie mamy za bardzo co jeść na śniadanie lub gdzie zjeść śniadania. W sklepie też nie ma za bardzo nic, więc kupujemy bułki i mortadelę (jamonada). Bierzemy plecaki i jedziemy autobusem do Pisaq. O 10:30 jesteśmy na miejscu. Zostawiamy plecaki w przechowalni bagażu i idziemy na targ. Targ nam się nie podoba, bo jest strasznie komercyjny. W zasadzie wszystko pod turystów, którzy są tu dostarczani dziesiątkami mikrobusów. Najlepszy jest sok ze świeżych pomarańczy. Okazuje się, że druga atrakcja Pisaq, czyli ruiny leżą wysoko w górach otaczających miasto. Można się tam dostać jedynie na pieszo lub współdzieloną taksówką. Wybieramy taksówkę, bo nie mamy 1-2 godzin czasu na wchodzenie pod górę. Jako wstęp wykorzystujemy boleto turistico, zakupiony w Cusco. Zwiedzenie ruin zajmuje nam około 1,5 godziny. Ruiny leżą w kilku miejscach, rewelacyjnie położonych na zboczach gór. Są to zdecydowanie najlepsze ruiny, które do tej pory widzieliśmy w Ameryce Pd. Do miasta Pisaq schodzimy na pieszo po setkach schodów. Po godzinie jesteśmy w centrum. Odbieramy nasze plecaki i jedziemy do Ollantaytambo z przesiadką w Urubamba. Przed 16:00 jesteśmy w Ollantaytambo, skąd chcemy jechać pociągiem do Machu Picchu. Okazuje się, że najtańsze bilety (aż 44$) na nocny pociąg są wykupione na dwa dni z góry i musimy jechać droższym pociągiem (za 53$ w dwie strony). To chyba nasz najdroższy bilet w życiu za 50 km jazdy. Wszystko spowodowane tym, że nie ma drogi i jest to jedyna możliwość dostania się do Machu Picchu. Jedynym pocieszeniem jest to, że z Cusco bilet kosztuje 70-100$. Planowaliśmy jeszcze dzisiaj zwiedzić ruiny, ale musimy jechać pociągiem o 17:15.
Pociąg jest taki sobie, ale nasz wagon ma rozkładane siedzenia i stół na każde cztery siedzenia. Peruwiańczycy jadą w gorszych wagonach, ale za to mają 5 razy tańsze bilety. Komfort jazdy psują straszne szarpnięcia przy ruszaniu. W środku podróży przychodzą dwie panie z obsługi pociągu z wózkiem, które sprzedają picie i słodycze za odpowiednio wysoką cenę. Po drodze mijamy kilka pociągów w tym luksusowy pociąg Hiram Bingham, na który bilet kosztuje jedynie 495$. Jest stylizowany na Orient Express. Ku naszemu zaskoczeniu pociąg jest prawie pełny (około 30 turystów w środku). Czasami musimy czekać na pociąg z przeciwnej strony, bo jest tylko jeden tor. Dojeżdżamy opóźnieni, po ponad 2 godzinach jazdy. Wysiadamy w Aguas Calientes, małym miasteczku w górskiej dolinie, które służy jako baza wypadowa do Machu Picchu. Noclegi i jedzenie są tu strasznie drogie, nawet przy cenach w Cusco.
<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>