Jemy śniadanie w hotelu. Ostatni raz patrzymy na rewelacyjną panoramę jeziora z okna naszego pokoju. Idziemy na busik do Kasani, na granicy z Peru. Musimy czekać, aż busik się napełni, co następuje dość szybko. Granicę przekraczamy bez problemu, bo ją znamy. Byliśmy tu dwa dni temu. W Peru cofamy zegarek o godzinę do tyłu. Z granicy jedziemy około 3 km busikiem do centrum Yunguyo, skąd około 10:30 wyjeżdżamy autobusem do Puno. Prawie cały czas widzimy po prawej stronie jezioro Titicaca.
Około 13:00 jesteśmy w Puno, w największym peruwiańskim mieście nad jeziorem Titicaca. Po ciężkich targach jedziemy tricyklem (trzykołową taksówką z napędem nożnym lub motorowym) do centrum. Trochę nam szkoda kierowcy, szczególnie jak jest pod górę, bo z tymi plecakami trochę ważymy a on musi pedałować. Szybko udaje nam się znaleźć hotel. Następnie kupujemy na jutro wycieczkę na wyspy Uros oraz na wyspę Taquile. Pytamy się też o wycieczkę do Sillustrani, ale oglądając zdjęcia rezygnujemy z oglądania tych dwóch rozwalonych kamiennych wież. Mamy dużo wolnego czasu, więc jemy obiad oraz oglądamy zdjęcia i nagrywamy je na płytkę CD. Podobno Peru miało być droższe niż Boliwia, ale ceny zestawu obiadowego są takie same jak w Boliwii a internet jest nawet tańszy. Następnie trafiamy na konkurs tańca miejscowych szkół. Muzyka jest monotonna, tańce wolne i podobne do siebie. Najlepiej podobają nam się odświętne stroje i taniec z zakrywaniem się ogromnymi chustami. Najśmieszniejsza za to była szkoła żeńska, w której występie kobiety tańczyły z kobietami przebranymi za mężczyzn.
Ujemną stronę Peru jest fakt, że próbowano nas dzisiaj trzy razy oszukać na cenach. Boliwia jest biedniejsza, ale takich praktyk tam nie spotkaliśmy. Zresztą to nie jest tylko nasza opinia, bo słyszeliśmy od innych turystów, że właśnie przez to im się Peru nie podobało.
<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>