Do Rurrenabaque, które leży tylko na 400 m.n.p.m., przyjechaliśmy o 6:30. Jechało nam się jakoś lepiej niż na południu Boliwii. Może przez to, że przywykliśmy. Tym razem jechaliśmy też normalnym, dużym autobusem, w którym mniej trzęsie. Mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze dzisiaj dołączyć do wycieczki do dżungli, żeby nie stracić jednego dnia. I wszystko się dobrze układa, bo już na dworcu autobusowym (a raczej miejscu, skąd odjeżdżają autobusy) spotykamy przedstawiciela jednego z kilkudziesięciu tutejszych biur podróży. Jesteśmy zdziwieni, bo mówi dobrze po angielsku, od czego się odzwyczailiśmy. Jedziemy do jego biura, gdzie oglądamy na komputerze zdjęcia z wycieczki do dżungli i na pampy (bagna). Wycieczki są trzydniowe, ale szkoda nam tylu dni, więc musimy wybrać jedną z wycieczek. Z opisu w przewodniku i zdjęć bardziej podoba nam się wycieczka na pampy. Jak codziennie w sezonie, dzisiaj także odbywa się wycieczka na pampy. Wiemy, że jest już zapisanych 6 osób, co zwykle wróży niższą cenę. I rzeczywiście, udaje na się stargować cenę do 50$, co za 3 dniową wycieczkę z przejazdem i wyżywieniem nie jest drogo.
Mamy czas do 9:00, kiedy rozpoczyna się wycieczka, więc idziemy do restauracji na śniadanie. O 9:00 wyjeżdżamy samochodem terenowym w stronę rzeki Yacuma. Naszymi towarzyszami jest Meksykanin, para Argentyńczyków i czwórka młodych Anglików, którzy uczyli angielskiego dzieci w Gujanie. Koło 12:00 dojeżdżamy do Santa Rosa, gdzie mamy obiad. Restauracja znajduje się w ogródku, w którym mieszkają także różne ptaki, papugi, tukan, małpka, świnia. Jeszcze kawałek jazdy samochodem i dojeżdżamy nad brzeg rzeki, gdzie czekamy na łódkę z turystami wracającymi z wycieczki. Mamy dużo czasu. Przy brzegu pływają różowe, małe, rzeczne delfiny. Mieliśmy takie oglądać w Kambodży, ale wtedy się nie udało. Ciężko zrobić im zdjęcie, bo nie wiadomo, gdzie się wynurzą, a jak się wynurzą to i tak widać tylko tylną płetwę.
Około 14:00 wypływamy. Rio Yacuma jest jednym z dopływów Amazonki. Po drodze oglądamy dziesiątki krokodyli. Dowiadujemy się, że krokodyle dzielą się na aligatory i kajmany. Kajmany są większe i ciemniejsze. Rzeczywiście, gdy zobaczyliśmy pierwszego kajmana, to zrobił na nas duże wrażenie. Do tej pory nie widzieliśmy takiego dużego krokodyla. Oczywiście kajmanów jest tu dużo mniej niż aligatorów. Oprócz krokodyli jest dużo ptaków i żółwi grzejących się na kłodach leżących w wodzie. Widzimy też kilka tapirów i małe, żółte małpki. Na początku zatrzymujemy się przy każdym krokodylu i żółwiach, ale powoli się przyzwyczajamy i po dwóch godzinach przepływamy przy krokodylach z pełną prędkością. Okazuje się, że to krokodyle boją się ludzi a nie my ich, bo gdy podpływamy do nich bliżej to uciekają. Żółwie też nie boją się aligatorów, wylegując się z nimi na tym samym brzegu.
Już się ściemnia, gdy dopływamy do naszego obozu. Oczywiście prądu nie ma i trzeba się wspierać latarką lub świeczką. Na kolację jest bardzo dobre spaghetti. Po kolacji wypływamy łódką na nocne polowanie na małego aligatora. Noc jest bardzo piękna, na niebie widać ogromnie dużo gwiazd. Przewodnik grzebie coś w zaroślach i wyciąga małego, jednorocznego aligatora. W nocy aligatory śpią, dlatego możemy go dotknąć. Większy aligator mógłby się wyrwać i zrobić nam krzywdę. Płyniemy dalej. Świecąc latarkami po zaroślach widzimy krokodyle, które można poznać po pomarańczowych refleksach światła odbijających się od oczu krokodyli. Do jednego, dużego aligatora udaje nam się podpłynąć na odległość dwóch metrów.
<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>