<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2006-07-08, sobota, Tupiza->Uyuni (km 4360)

Około 4:00 w nocy słyszeliśmy pociąg, który przyjechał z Uyuni, więc blokady skończyły się. Pociąg jedzie do granicy i wieczorem będzie wracać przez Tupizę do Uyuni. Nie mamy ochoty marnować czasu, więc postanowiliśmy jechać autobusem.

Autobus jest dopiero o 10:00, więc mamy dużo czasu na zjedzenie śniadania. Najbardziej odpowiada nam miejscowy targ, na którym są także jadłodajnie. Jemy spaghetti, coś w rodzaju gofrów i pijemy herbatę. Wszystko bardzo tanie.


Zdjęcie z Uyuni.


Autobus wyjeżdża w miarę punktualnie. Mamy do przejechania tylko 200 km, ale po drodze są góry, serpentyny i przepaście. Oczywiście o asfalcie można zapomnieć. W połowie drogi góry się kończą i zaczyna się pustynia, na której widzimy tylko lamy. Pod koniec drogi słońce zachodzi a ludzie ubierają grube swetry itp. Do Uyuni dojeżdżamy po 8,5 godzinach a był tylko jeden długi przystanek. Naszym podstawowym celem jest znalezienie hotelu i kupienie wycieczki na Salar de Uyuni. Idziemy do niezależnego biura Ranking Boliwia, które zbiera opinie od turystów, którzy wrócili z wycieczek organizowanych przez kilkadziesiąt agencji turystycznych w tym mieście. Teraz wiemy, które agencje są dobre. Odwiedzamy agencję z pierwszej piątki na liście i okazuje się, że wszystkie mają taki sam plan. Wybieramy agencję, która po targowaniu zaoferowała nam najlepszą cenę (58$ za 3 dni, zniżka dla studentów :)

Teraz możemy spokojnie zjeść kolację. Kupujemy zestaw, który składa się z krupniku i schabowego (po hiszpańsku milanesa). Po zachodzie słońca w Uyuni jest strasznie zimno, trzeba chodzić w czapce i rękawiczkach. Ludzie w biurach turystycznych grzeją się przy gazowych piecykach. Podobno w nocy jest około –7 stopni. Tupiza była na podobnej wysokości (prawe 4000 m.n.p.m.), ale nie było tam tak zimno. Jednak tu jesteśmy w środku pustyni, na której w dzień jest bardzo gorąco a w nocy bardzo zimno. Teraz wiemy dlaczego recepcjonista chwalił się, że mają ogrzewanie w hotelu. Jednak kaloryfer w naszym pokoju był na gaz i go wyłączyliśmy bojąc się zatrucia. Z kranu leci tylko zimna woda, na szczęście pod prysznicem jest ciepła. Śpimy w śpiworach, przykryci kocami, ubrani w polary. Jakoś trzeba przeżyć ten mróz...

<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>