<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


2006-07-04, wtorek, Puerto Iguazu->Foz do Iguacu->Puerto Iguazu (km 2080)

Wstajemy rano i jedziemy do Foz do Iguacu. Po drodze przejeżdżamy granicę argentyńsko-brazylijską, gdzie musimy wytrzeć buty w specjalną wycieraczkę. Z Foz jedziemy następnym autobusem do PN Iguasu. Autobusy w Brazylii (tak samo było w Rio) są śmieszne, bo mają w środku obrotową bramkę, którą można przejść tylko w jedną stronę. Przy tej bramce siedzi kasjer, któremu się płaci za przejazd. Z autobusu wychodzi się tylnymi drzwiami.

Około 8:30 jesteśmy pod bramą PN Iguasu, który otwierają o 9:00. Od 8:30 wpuszczają jedynie osoby, które kupiły bilety wczoraj. Po kupnie biletów jedziemy autobusem z odkrytym dachem pod wodospady. Pogoda jest tragiczna: mgła, zimno i brak słońca. Jednak do wodospadów jest jeszcze kilka kilometrów i przy wodospadach pogoda jest znacznie lepsza. Wysiadamy z autobusu i mijamy wszystkich turystów, bo chcemy mieć ładne zdjęcia, bez tłumów ludzi.


Zdjęcia z Iguasu i bird park.


Wodospady są ogromne i dużo lepiej je widać niż Victoria Falls, na których byliśmy w zeszłym roku. Widać, że jesteśmy w porze suchej, bo na zdjęciach widzieliśmy dużo więcej wody. Jednak w głównym punkcie widokowym, czyli w okolicach gardzieli, wody jest dużo. Dodatkowo oglądamy trzy tęcze. Podchodzimy specjalnie wybudowanymi kładkami do miejsca, w którym wodę mamy dookoła siebie. Oglądając Iguasu Falls, Eleanor Roosevelt powiedziała „biedna Niagara”, ponieważ jest on cztery razy szerszy od Niagary. Gdy kierujemy się w stronę autobusu widzimy kilka różnokolorowych motyli.

Po dwóch godzinach opuszczamy PN Iguasu. Obok wejścia do PN Iguasu jest park z ptakami (bird park). Zastanawiamy się, czy opłaca się tam wchodzić, ale dwie ogromne papugi przy wejściu, podobne do tych, które mamy na okładce przewodnika po Ameryce Południowej, przekonują nas do tego. Na początku oglądamy klatki z małymi kolorowymi ptaszkami. Następnie zaczynają się większe ptaki. Najbardziej podobają nam się różnokolorowe papugi, które mają prawie metr wysokości. Papugi odpowiadają „hello” na takie same pozdrowienie ze strony turystów. Następnie wchodzimy do wielkich klatek, w których mieszkają papugi, tukany, pawie i dużo innych ptaków. Jeden z tukanów jest tak oswojony, że udaje nam się go pogłaskać. Już wiemy, że opłacało się wydać pieniądze na wstęp. Okazuje się, że park jest ogromny. W którejś z kolejnych klatek są same duże papugi. Przy wejściu pisze, że trzeba uważać i wchodzi się do nich na własną odpowiedzialność. Oglądamy jak taka duża papuga siedzi kobiecie na ramieniu. Też tak chcemy. Po chwili kobieta oddaje mi papugę, która przeskakuje na moją rękę i Magda próbuje zrobić zdjęcie. Okazuje się, że przyfruwa i siada na mnie kolejna duża papuga. Teraz inni turyści mi zazdroszczą. Papugi strasznie się wiercą, łapią za pasek opakowania od aparatu. Przekazuje Magdzie jedną z papug a druga sama odlatuje. Papuga dobiera się dziobem do zamka błyskawicznego i psuje Magdzie polar. Pisało przy wejściu, że wchodzimy na własną odpowiedzialność. Bardzo nam się tu podoba. Nie chce się nam wychodzić. Po jakimś czasie ktoś przestraszył papugi i stado kilkunastu papug przeleciało nam nad głowami. Ludzie zaczęli się chować, bo papugi małe nie były a ich skrzydła robią spory szum. W parku ptaków byliśmy aż prawie 3 godziny. Przy wyjściu była jeszcze duża papuga z trenerem, przy której ludzie robili sobie zdjęcia. Tu mogliśmy zrobić lepsze zdjęcia, bo papuga się tak nie wierciła.


Zdjęcia z parku z ptakami.


Tak jak przyjechaliśmy, wracamy do Puerto Iguazu. Ostatecznie żegnamy Brazylię. Po 15:00 jesteśmy na miejscu i czekamy na autobus do argentyńskiej części wodospadów. Tu od wejścia jedzie się kolejką wąskotorową. Mamy mało czasu, więc zwiedzamy tylko najważniejsze miejsca. Najciekawsza okazuje się gardziel, którą wcześniej widzieliśmy z daleka po stronie brazylijskiej a teraz widzimy z bliska, z góry. Do gardzieli podchodzi się kładkami długości około 1 km. Już z daleka słychać huk wodospadu. Podchodząc bliżej huk jest ogromny, tak, że nic nie słychać. Za to widać z bliska całą, kilkusetmetrowej szerokości gardziel i tysiące litrów spadającej wody. Z tego miejsca nie ma dobrych zdjęć, bo jest za blisko, za to film wyszedł rewelacyjnie.

Wracamy ostatnim pociągiem do wejścia. Później czekamy na autobus do Puerto Iguazu. Przejażdżka autobusem jest ciekawa, bo kierowca prowadząc autobus liczy pieniądze. Nie trzeba było siadać z przodu :) W Puerto Iguazu idziemy na kolacje do tej samej restauracji co wczoraj. Zasłużyliśmy, bo dzisiaj był bardzo intensywny dzień. Pijemy yerba mate i jemy pizzę oraz kurczaka. W telewizji puszczają fragmenty dzisiejszego meczu Włochy-Niemcy (2:0). Później leci coś w rodzaju reklamy z muzyką i bramkami strzelonymi przez Włochów. Chyba Argentyńczycy byli za Włochami, ale to nie dziwne jak Niemcy pozbawili ich dalszej możliwości gry w mistrzostwach.

<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>