Autobus jest bardzo wygodny, jest prawie dwa razy mniej siedzeń, bo siedzenia rozkładają się do połowy i wysuwają się podnóżki. Jak wsiadaliśmy dostaliśmy także jakieś ciasteczka i picie. Co 6 godzin zatrzymujemy się na większy postój na jedzenie, które w przydrożnych barach jest jeszcze dwa razy droższe. Zza szyby autobusu oglądamy brazylijską roślinność. Tutaj jest zima, ale i tak oglądamy dużo zielonych drzew. Najciekawsze są drzewa ipo, które mają wszystkie liście różowe, żółte lub białe. Takiego drzewa jeszcze nigdzie nie widzieliśmy.
Po 26 godzinach, z dwugodzinnym opóźnieniem, dojeżdżamy do Foz do Iguacu. Postanowiliśmy zatrzymać się po argentyńskiej stronie, więc jedziemy autobusem do centrum, skąd jest następny autobus do Puerto Iguazu w Argentynie. Na szczęście nie potrzebujemy wiz do Brazylii i Argentyny, więc będziemy mogli wrócić do Brazylii, aby zobaczyć brazylijską stronę wodospadów.
Puerto Iguazu a także cała północ Argentyny, którą zwiedziliśmy to małe, spokojne, ospałe miasteczka o niskiej zabudowie, które kojarzyły nam się z dzikim zachodem. Można to chyba wytłumaczyć tym, że Argentyna jest krajem 9 razy większym od Polski a mieszka tam tyle samo ludzi co w Polsce. Jest tu zupełnie inaczej niż w Brazylii. Przeważają Latynosi i pojawili się Indianie, którzy tu sprzedają pamiątki. Samochody to w dużej części stare graty, czego w Brazylii nie widzieliśmy.
W Puerto Iguazu znajdujemy hostel z hamakami i basenem (nieczynny). Następnie idziemy do dużego sklepu spożywczego a później do restauracji, bo tutaj nie jest już tak drogo jak w Brazylii. Zamawiamy zestaw dla dwojga i dostajemy tyle jedzenia, że moglibyśmy się najeść w czwórkę. Część jedzenia oddajemy żebrającemu dziecku, które dzieli się nim ze swoją rodziną. My idziemy do hostelu, gdzie chowamy nasze zakupy we wspólnej lodówce i odpoczywamy na hamakach.
<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>