<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


16.09.2005, piątek, Gaint->Lalibela (km 13150)

Tej nocy spaliśmy lepiej, bo wiedzieliśmy, że cały nasz hotel jedzie rano autobusem. Obudziliśmy się przez hałasy, ale Joshua, zgodnie z naszą prośbą, także przyszedł nas obudzić. Po samym jego ubraniu widać, że jest lepiej sytuowany, bo ma dobrą pracę. Powiedział nam, że cała rodzina zbierała pieniądze, żeby on mógł zdobyć dobre wykształcenie a później dobrą pracę. Teraz jego obowiązkiem jest wspomaganie finansowe rodziny.



Na pierwszym zdjęciu my z Ofirem i Toyą na tle Lalibeli. Na drugim mnich w kościele Ashetan Maryam.


O 6:00 wyjeżdżamy autobusem i trzy godziny później jesteśmy w Gashenie. Asfalt skończył się koło Debre Tabor i do Lalibeli go już nie będzie. Około godziny czekamy na autobus, który jedzie z Woldii do Lalibeli. Okazuje się, że autobus jest pełny. Dobrze, że pozwalają nam podróżować na stojąco, co nawet w Etiopii jest nielegalne. Jednak musimy zapłacić 5 birrów (2 zł) więcej niż za miejsca siedzące :) Nie jest to jednak cena dla turystów, bo wszyscy tak płacą. W autobusie spotykamy pierwszych turystów podróżujących autobusem po Etiopii. Jest ich aż pięciu, podróżują razem a spotkali się w Etiopii (dwoje Izraelczyków, dwóch Niemców i Hiszpan).


Około 14:30 jesteśmy w Lalibeli. Zostawiamy plecaki w kawiarni. Magda i Toya (Żydówka) szukają dla nas hotelu. Bierzemy aż 4 pokoje, więc dostajemy dobrą zniżkę. Nie chcemy marnować dnia, więc około 16:00 wychodzimy na wycieczkę do kościoła Ashetan Maryam. Droga jest bardzo trudna, bo musimy wejść z wysokości 2600 mnpm (Lalibela) na 3150 mnpm. Są tu dwa kościoły. Jeden jest zamknięty, więc kłócimy się, żeby wejść za połowę ceny, bo bilet jest na dwa kościoły. W środku nie jest za bardzo ciekawie, najciekawszy jest 900 letni krzyż. Oglądamy jeszcze panoramę i schodzimy w dół. W połowie drogi się ściemnia, bo za późno wyszliśmy, ale dochodzimy do Lalibeli bez problemu. Hiszpan nie poszedł z nami, ponieważ źle się czuje. Niemcy i Izraelczycy też mówili, że chorowali w Etiopii. My także od Etiopii zaczęliśmy mieć problemy zdrowotne. Później idziemy jeszcze w grupie do restauracji na spaghetti.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>