<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


14.09.2005, środa, Gondar

Dzisiaj mamy dużo czasu, więc idziemy sobie na śniadanie (dwa omlety). Później idziemy do informacji turystycznej. Mieliśmy już w Etiopii przypadki, że kobieta z IT nie mówiła wcale po angielsku, ale ku naszemu zaskoczeniu, obsługa w Gondarze mówi dobrze po angielsku. Następnie idziemy do Debre Birham Selasie Church (około 2 km od centrum). Kościół otoczony jest murem z półokrągłymi wieżami, które są charakterystyczne dla Gondaru. Mury pokryte są mchem. Jest tu bardzo cicho i spokojnie. Czujemy jakby tu nic się nie zmieniło od setek lat.



Zdjęcia z Gondaru.


W drodze powrotnej wstępujemy do cukierni na soczki, które nam wczoraj bardzo smakowały. Dzisiaj zamawiamy sok mix z ananasa, guavy i avocado oraz sałatkę owocową. Soki są bardzo tanie (w przeliczeniu około 1 zł) a na pewno dużo zdrowsze niż coca-cola czy inne sztuczne napoje. Do końca podróży w Etiopii będziemy codziennie chodzić na różne soczki.


Główną atrakcją Gondaru jest Royal Enclosure. Dostajemy przewodnika, który bardzo dobrze mówi po angielski a także rozpoznaje, że mówimy po polsku. Przewodnik opowiada nam o historii Etiopii i tutejszych budowli. W dużym skrócie, Gondar był stolicą i każdy król Etiopii chciał po sobie coś zostawić (to tak jak z piramidami w Egipcie), stąd jest tu kilka zamków i innych budowli jak amfiteatr. Nagle niebo robi się czarne i zaczyna padać deszcz. W końcu jest tu koniec pory deszczowej. Zrobiliśmy kilka zdjęć i idziemy na dworzec autobusowy. Okazuje się, że dzisiaj nie ma szansy na autobus w kierunku Lalibeli, więc musimy jechać jutro rano. Postanawiamy przeprowadzić się do hotelu bliżej dworca autobusowego. Znajdujemy hotel, do którego wieczorem przyniesiemy plecaki. Znowu przechodzimy koło Royal Enclosure, więc wchodzimy zrobić lepsze zdjęcia, ponieważ pogoda jest dużo lepsza. Spotykamy Amerykanina z żoną, z którymi pływaliśmy łódką po jeziorze Tana. Oni przylecieli tu samolotem, ale na tak krótki dystans to im się nie opłacało. Ostatnią atrakcją w Gondarze jest Fasildas Bath (zwany też Fasil’s Pool), czyli łaźnie. Jest tam około 2 km z centrum, ale okazuje się że łaźnie czasy świetności mają dawno za sobą i nic ciekawego tu nie ma. Gdy wracamy znowu zaczyna padać, więc łapiemy minibus (tylko 30 gr). Dzisiaj zasłużyliśmy na dobry obiad, więc idziemy do naszej wczorajszej restauracji (tym razem spaghetti + pasta al forno). Później przenosimy się do nowego hotelu. Etiopia słynie także z charakterystycznych krzyży. Kupujemy 24 małe krzyże, które będą naszymi prezentami z Etiopii. Zakupy w Gondarze są bardzo dobrym pomysłem, bo jak się spodziewaliśmy Lalibela jest dwa razu droższa.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>