<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


08.09.2005, czwartek, Konso->Jinka (km 11300)

Autobus do Jinka wyjeżdża o 6:00 rano z Arba Minch. W Konso będzie po 9:00, więc nie musimy rano szybko wstawać. Pierwszy autobus, który przyjeżdża jest pełny i musimy jechać drugim. Kierowcy z drugiego autobusu wykorzystują fakt, że ludzie nie mają wyboru i muszą jechać z nimi i życzą sobie więcej za bilet (zarówno od turystów jak i miejscowych). Jednak autobus zapamiętaliśmy bardzo dobrze. Najpierw rozmawialiśmy z jednym Etiopczykiem, który poprosił nas o nasz adres. Póżniej, podczas jazdy jeden z pasażerów zaczął tańczyć w rytm etiopskiej muzyki a inni pasażerowie zaczęli klaskać. Widzieliśmy takie coś po raz pierwszy i bardzo nam się podobało.



Zdjęcia z targu w drodze do Jinka. Kobieta z plemienia Hammer a mężczyźni z plemienia Bana.


Droga do Jinki jest podobna do wczorajszej. Jedziemy drogą bez asfaltu, przez góry, przejeżdżamy przez koryta rzek (czasami dosyć głębokich), bo mostów prawie tu nie ma. W Jinka mają być ciekawe etiopskie plemiona, ale już po drodze jest ciekawie. Widzimy zza szyb autobusu chłopców, którzy latają na golasa, a zasłaniają się tylko przy przejeżdżającym autobusie. Widzimy dużo mężczyzn chodzących w samych przepaskach, jak w czytaniach z Biblii. Mijamy chłopców pomalowanych na całym ciele, że wyglądają jak Indianie na ścieżce wojennej. W połowie drogi mamy przystanek. Mamy szczęście, ponieważ w tym mieście jest dzisiaj dzień targowy i mamy możliwość oglądać plemion, które przyszły tu na targ z sąsiednich wiosek. Są to głównie Bana i Hammer. Kobiety mają włosy plecione jak dredy, noszą naszyjniki z kolorowych koralików we wzory i skórzane przepaski z setkami muszelek. Mężczyźni mają ciekawie wygolone głowy i noszą opaski i wisiorki z kolorowych koralików.


Około 15:30 jesteśmy w Jinka. W okolicach Jinka mieszka bardzo dużo różnych plemion, ale najciekawsze są Mursi. Od razu po przyjeździe widzimy dwie kobiety Mursi. Są bardzo szczupłe, wysokie jak Amazonki, mają skórę ciemniejszą niż Etiopczycy i nagie piersi. Mursi słyną z tego, że robią sobie nacięcie pod wargami i w powstałej szparze umieszczają drewniane krążki. Krążki są z czasem coraz większe aż do rozmiaru około 10cm. Kobiety, które widzieliśmy miały zdjęte krążki, ale widać było mocna rozciągnięte wargi.


W szukaniu hotelu w Jinka pomagają nam Etiopskie dzieci. Ku naszemu zaskoczeniu bardzo dobrze mówią po angielsku. Spodziewamy się, że będą chciały od nas pieniędzy, ale nic im nie obiecujemy. Po znalezieniu hotelu, dzieciaki pokazują nam targ i pomagają kupić owoce (dzieciaki dostają po cenach dla miejscowych). Idziemy też do restauracji, gdzie chcemy zamówić coś innego niż indżera. Kelner proponuje, że kucharz przygotuje nam jajko zmieszane z serem. Zamawiamy. Zobaczymy co to będzie. Okazuje się, że jest to ser kozi, ale potrawę da się zjeść. Nasi przewodnicy (dzieciaki) przystępują do natarcia. Mówią, że potrzebują słownika angielskiego i akurat tu blisko jest księgarnia... Odpowiadam im, że mam dużo słowników w Polsce i mogę im wysłać. Od tego czasu przestają mówić o słowniku, ale chcą od nas pieniądze za oprowadzanie po mieście. Chcą 20 birów, ale dostają po 2 birry (80 gr), co jest i tak sporo jak na etiopskie standardy.


Mijają już dwa dni jak jesteśmy w Etiopii, ale nie spotkaliśmy żadnego turysty w autobusie. Do Jinki turyści przyjeżdżają głównie z Arba Minch lub Addis Ababy, samochodami terenowymi. Szukając transportu do Mago National Park (wioski Mursi) spotkaliśmy turystów z Izraela, którzy podróżowali w czwórkę (plus kierowca w cenie) i zapłacili za 8 dniową wycieczkę po 600$/os. To jest więcej niż się płaci za safari w Kenii. Do tego należy pamiętać, że około 3-4 dni trwa podróż w dwie strony do Addis Ababy. Przez takich turystów ceny są bardzo wysokie i nie jest dziwne, że za wynajęcie samochodu (z kierowcą) w Jinka chcieli od nas 100$. Do tego dochodzi około 20$/os. za różne opłaty (wstępy). Trochę drogo jak na oglądanie jednej wioski. Słyszeliśmy też, że co sobotę jest wielki targ, na którym także można zobaczyć Mursi. Jednak zdarzyła nam się okazja. Spotkaliśmy Amerykanina, który sam wynajął samochód (z kierowcą) i zgodził się, że nas weźmie za połowę ceny wynajęcia samochodu (50$/2 os.). Umówiliśmy się na 8:00 rano. Amerykanin był sprytniejszy od Izraelczyków, bo wracał samolotem do Addis Ababy a pewnie jego wycieczka była tańsza.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>