Jedziemy całą noc. Droga jest taka, że bardzo ciężko jest zasnąć. Rano jesteśmy przed Marsabit. Od Marsabit krajobraz się zmienia, zaczyna się pustynia. Nie widzimy prawie żadnych miast i wiosek po drodze. Za to z za okien widzimy setki wielbłądów. O 15:00, czyli po 23h jazdy, dojeżdżamy do Moyale. Przekraczamy granicę z Etiopią. Musimy wypełniać dużo papierków, ale wszystko idzie dość szybko. Następnie szukamy miejsca, gdzie możemy wymienić pieniądze. Na granicy chcą nam wymienić 10 szylingów kenijskich za 1 birra etiopskiego. Wiemy, jaki powinien być kurs, więc się nie zgadzamy. Zresztą, kto uwierzy, że przelicznik jest dokładnie 10:1. Wymieniamy pieniądze po lepszym kursie i szukamy hotelu. Później dowiadujemy się o jutrzejszy autobus. Słyszeliśmy, że wszystkie autobusy w Etiopii odjeżdżają o 6:00 rano i ten także. Jednak trzeba być o 5:00 jak otwierają bramy dworca autobusowego, żeby kupić bilety i być pewnym miejsca w autobusie.
Po przekroczeniu granicy od razu widać, że Etiopia jest najbiedniejszym krajem w naszej podróży. Z drugiej strony jest także najtańszym krajem, co jest bardzo dobre, ponieważ nasze fundusze są już na wyczerpaniu.
Słyszeliśmy jeszcze w Polsce, że w Etiopii jest inny czas. I to się zgadza. Miejscowa doba zaczyna się od wschodu słońca, czyli od 6:00 naszego czasu. Przelicznik jest łatwy, wystarczy od naszego czasu odjąć 6 godzin i mamy czas etiopski. Etiopia ma też inny kalendarz. Teraz jest tam rok 1997 a nowy rok jest 11 sierpnia. Rok kalendarzowy jednak ma tak jak u nas 365 dni. Dzieli się on na 12 miesięcy po 30 dni i 13 miesiąc, trwający 5 dni. Dlatego na plakatach reklamowych Etiopii jest hasło „Etiopia - 13 miesięcy słońca”.