<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


04.09.2005, niedziela, Maasai Mara->Nairobi (km 10200)

Wstajemy przed świtem, bo o 6:30 jest wyjazd na poranne safari. Jedziemy z wczoraj poznanymi Polakami i z innym kierowcą. Jest nas pięciu Polaków i jedna Niemka. Maasai Mara przypomina Ngorongoro Crater — podobna roślinność, zwierzęta widać z daleka. Oglądamy tysiące antylop gnu, które przyszły tu z Tanzanii. Widzimy niektóre jak idą za pierwszą w sznureczku, niektóre biegają bardzo szybko po trawie. Czasami między antylopami gnu pasą się zebry. Z innych zwierząt oglądamy antylopy Thomsona, dik-diki, szakale, sępy, strusie, senatora (ptak), lwy. Spotykamy chyba te same lwy co wczoraj, konsumujące upolowane gnu. Widzimy także jak na zboczu góry czai się lew i spogląda w stronę stada gnu. Z ciekawszych zdarzeń, widzimy żyrafę przy wodopoju. Ponieważ jest bardzo wysoka musi rozstawić szeroko nogi, aby się napić wody, co bardzo śmiesznie wygląda. Chętnie zostalibyśmy tu dłużej, ale około 9:00 kierowca kieruje się w stronę bramy Maasai Mara. W biurze mówili, że będziemy jeździć do 10:30. Na campingu musimy czekać na śniadanie i dopiero po 10:00 wyjeżdżamy. Okazuje się, że mamy dużo wolnego czasu, bo możemy jechać do wioski Masajów. Wstęp kosztuje 10$/os., ale możemy robić zdjęcia wszystkim jej mieszkańcom. Oglądamy śpiewy i tańce kobiet, później mężczyzn. Zostajemy zaproszeni do jednej z chatek, gdzie dowiadujemy się trochę o kulturze Masajów. Pierwsza żona jest wybierana przez rodziców i rodzice dają krowy, którymi się za nią płaci. Następne żony (jak go stać) Masaj wybiera sobie sam. Z ciekawszych rzeczy, to wioska Masajów jest po 7 latach mieszkania opuszczana (chatki dużo więcej nie wytrzymają) i Masajowie budują następną. Podobno każdy Masaj mężczyzna musi zabić lwa. Masajowie są bardzo obrotni i próbują nam sprzedać kły lwa, jako wisiorki. Kły są bardzo ciężkie i wyglądają na oryginalne. Zastanawiamy się tylko czy czasem nie pochodzą ze lwa upolowanego w sąsiadującym parku narodowym Maasai Mara. Z masajskiej chatki zostajemy zaprowadzeni na targ, na którym turyści mogą kupić wiele różnych pamiątek związanych z Afryką i z Masajami. Widać, że Masajowie żyją teraz głównie z turystów. Wszyscy tu mówią po angielsku i śmiesznie wyglądają w ich kraciastych, czerwono-czarnych kocach i zegarkach na ręce.



Zdjęcia z Maasai Mara.


W drodze do Nairobi zatrzymujemy się w Narok na obiad. Dowiadujemy się tam, że inni turyści z naszego kempingu mieli straszne kłopoty. Kierowcy wraz z samochodami nie są pracownikami Primetime Safari, tylko są wynajmowani w razie potrzeby. Kierowca z drugiego minibusa dostał o jeden bilet wstępu do Maasai Mara mniej niż było turystów. Zorientował się za późno i wjeżdzał do Maasai Mara na około, aby ominąć bramy i strażników (znowu ten profesjonalizm po afrykańsku :). Później jechali także inną trasą w kierunku Nairobi, bo po drodze są posterunki, na których policjanci mogą sprawdzać bilety. Słyszeliśmy też później w Nairobi, jak kierowcy skarżą się, że im Primetime Safari nie zapłaciło. Cieszymy się, że my nie mieliśmy żadnych kłopotów i safari się odbyło.



Tańce w wiosce Masajów przy Maasai Mara (z lewej kobiety, z prawej mężczyźni).


W Nairobi byliśmy o 17:00, więc zdążyliśmy jeszcze zrobić zakupy w supermarkecie. Zostajemy na noc w hotelu, który okazuje się trzema pokojami obok biura Primetime Safari. Najważniejsze, że nocujemy za darmo :)



Zdjęcia z wioski Masajów przy Maasai Mara (na pierwszym czapka ze skóry lwa).


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>