O 9:00 jedziemy w kierunku Maasai Mara. Do Maasai Mara jest tylko 250km, ale połowa drogi nie ma asfaltu. Po drodze zatrzymujemy się w Narok na obiad (taki sobie, ale wliczony w cenę safari). Gdy się skończył asfalt, łapiemy gumę, ale kierowca dość sprawnie wymienia koło. Na miejscu jesteśmy koło 16:00 i mamy jeszcze w planie wieczorne safari. Jest tylko jeden problem, że ostro pada deszcz. Podobno o tej porze roku pada tu co wieczór. Pomimo tego jedziemy na safari. Po jakimś czasie przestaje padać, więc otwieramy rozkładany dach w naszym minibusie. Widzimy różne rodzaje antylop. Najwięcej jest antylop gnu, które jak co roku o tej porze przyszły tu z Serengeti. Widzimy też lwicę z małymi, które spożywają świeżo upolowaną antylopę gnu. Robimy też ładne zdjęcia z antylopami i tęczą, która powstała po deszczu. Znowu nie jesteśmy zadowoleni z kierowcy, który trzyma się środka parku, gdzie nic ciekawego nie ma. Gdy zbliża się 18:00 wszystkie samochody, jakby miały budziki kierują się w stronę wyjazdu z Maasai Mara.
Przez cały wyjazd nie spotkaliśmy żadnych Polaków, aż do wczoraj. Wczoraj spotkaliśmy dwóch Polaków, którzy poznali nas bo miałem koszulkę z napisem Wrocław. Okazało się, że też jadą do Maasai Mara, ale z inną firmą. Spotkaliśmy ich znowu dzisiaj na obiedzie. Za to na kolacji spotkaliśmy trójkę Polaków, którzy tu przyjechali dzień przed nami. Okazuje się, że jutro będziemy z nimi wracać do Nairobi. Mieszkają też we Wrocławiu...