Budzę się na wschód słońca i udaje mi się zrobić bardzo ciekawe zdjęcia. Nocny prom to był dobry pomysł, bo zaoszczędziliśmy na hotelu a spało się całkiem dobrze. Do Dar es Salaam dopływamy po 7:00, czyli z godzinnym opóźnieniem. Znajdujemy dala-dala na dworzec autobusowy Ubungo, który jest 8 km od centrum. Na dworcu otacza nas 10 naganiaczy, którzy próbują nas przekonać do kupna biletu w ich firmie. Wiemy jakie mają mniej więcej być ceny autobusów, więc wiemy, że nas próbują oszukać. Jest 8:45 a o 9:00 wyjeżdżają wszystkie autobusu do Arushy. Znajdujemy oficjalne biura znanych firm jak Scandinavia i Dar Express, które są trochę na uboczu. Ze Scandinavii naganiacze są wyganiani przez ochronę, co pokazuje jakość usług. Problem w tym, że Scandinavia jest najdroższa. Decydujemy się więc na Dar Express i równo o 9:00 wsiadamy do autobusu, który już jest przy bramie wyjeżdżającej.
Jak nie dać się oszukać przy kupnie biletu? Dobre firmy mają ustalone ceny, więc jeżeli da się coś utargować z ceny biletu to coś tu nie gra. Dobre firmy nie dają naganiaczom prowizji, co oznacza, że nie mają oni po co wchodzić do takiego biura a raczej zależy im, żeby turysta tam nie wszedł. Ostatnia rzecz to należy płacić po otrzymaniu biletu, ponieważ na bilecie jest prawdziwa cena, która może być niższa niż wynegocjowana.
W Arushy jesteśmy po 18:00, tak jak większość autobusów z Dar. Autobus był bardzo dobry, ale mogliśmy jechać prawie dwa razy taniej jakąś gorszą firmą. Jednak nie wiedzieliśmy, że wszystkie autobusy jadą mniej więcej tyle samo czasu. Następnie znajdujemy całkiem tani hotel (6$). Idziemy rozglądnąć się po mieście za zorganizowanymi safari. Druga możliwość to wynajęcie samochodu terenowego za około 100$/dzień, co się opłaca się, gdybyśmy znaleźli jeszcze dwie osoby do towarzystwa. Ku naszemu zdziwieniu w Arushy turystów jest bardzo mało. Spotykamy jedynie kilku w pizzerii. Jednak oni już byli na safari. Dowiadujemy się, że większość turystów płaci 100-120$ za dzień safari. Przy takich cenach postanawiamy jechać tylko do Ngorongoro Crater, ponieważ to miejsce wszyscy nam polecali a słyszeliśmy o nim już w Polsce.
Prawie wszystkie biura turystyczne były już zamknięte a jedyną ofertą, jaką mieliśmy była oferta od naganiaczy, dzień w Ngorongoro za 150$ od osoby. Ci sami naganiacze czekają na nas przed hotelem, gdy wracamy z pizzerii. Mówią, że mogą nas przyłączyć do dwóch osób, które dzisiaj były w Lake Manyara a jutro jadą do Ngorongoro. Wiemy, że oni są tylko pośrednikami, ale my nie jesteśmy sami w stanie znaleźć tej firmy. Chcą 150$/os., ale widać, że im bardzo zależy. My mówimy, że taniej i lepiej będzie nam wynająć samochód. Mówimy też, że jedziemy do Kenii i tam możemy pojechać na tańsze safari. Po jakimś czasie schodzimy do 90$/os. Cena jest już dobra. Trochę się boimy, że zabiorą pieniądze a wycieczki nie będzie. Z drugiej jednak strony oszczędzamy jeden dzień na szukanie safari. Decydujemy się, że pojedziemy, ale pieniądze zapłacimy jak zobaczymy samochód i ludzi.