<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>


19.08.2005, piątek, Masvingo->Great Zimbabwe (km 5300)->Bulawayo (km 5550)

Z Masvingo jedziemy minibusem do ruin Wielkiego Zimbabwe. Jest to jedna z trzech najważniejszych budowli (piramidy, Lalibela, Great Zimbabwe) w Afryce sięgających czasów przedkolonialnych (nie wybudowana przez Europejczyków). Miasto czasy świetności ma dano za sobą i nie na darmo mówi się, że są to ruiny Wielkiego Zimbabwe. Miasto było całe zbudowane z kamienia, bez użycia gipsu. Najładniejsze zdjęcia wychodzą z murem, zbudowanym na planie okręgu, wchodzącym w skład Wielkiego Ogrodzenia (Great Enclosure).



Zdjęcia z ruin Wielkiego Zimbabwe.


Z Wielkiego Zimbabwe jedziemy z powrotem do Masvingo. Nie przejeżdżał żaden minibus, ale udało nam się zatrzymać autostop (kobieta z rodziną w luksusowym samochodzie terenowym). Słyszeliśmy o kryzysie paliwowym w Zimbabwe, ale w Masvingo zobaczyliśmy go na własne oczy. Na stacji benzynowej (Shell) stała kolejka kilkuset osób, które zapisywały się na paliwo. Na szczęście autobusy mają własne zaopatrzenie w paliwo. Od 14:00 czekamy na autobus do Bulawayo. Miejscowi mówią, że jedzie 3h, co w Zimbabwe oznacza, że pewnie będzie jechał 6h. O 18:00 jesteśmy trochę dalej niż w połowie drogi, ale okazuje się, że z nami tylko 7 osób jedzie do Bulawayo. Kierowca i bileter decydują, że im się nie opłaca jechać. Każą wszystkim wysiadać. Przynajmniej oddają połowę pieniędzy. Jednak zamiast tych pieniędzy wolelibyśmy dojechać do celu.


Znowu pomagają nam miejscowi, którym zależy na dojechaniu do Bulawayo. Dowiadują się, że żadnego autobusu już nie będzie. Później chcą wynająć dla 4 osób samochód z kierowcą. Kończy się na tym, że jedziemy w kabinie TIRa, 7 osób, razem z kierowcą. Siedzimy na miejscu, które jest łóżkiem kierowcy. Po 21:00 jesteśmy na miejscu. Nie chcemy w nocy włóczyć się z plecakami po hotelach, więc postanawiamy zadzwonić i pytać się o wolne miejsca i cenę. Zaczepia nas Hindus, który pyta się, w czym może nam pomóc. Znajduje dla nas hotel za 4$, czyli w cenie dla miejscowych, w miejscu które już mijaliśmy i nie spodziewaliśmy się, że to jest hotel, bo nie było szyldu. Rewelacyjnie, bo nie musimy nigdzie iść lub jechać. Hindus załatwia nam także na rano przewodnika na dworzec autobusowy, bo podobno ciężko jest tam trafić. Uważamy, że nie potrzebujemy przewodnika, ale za 0,5$ nawet głupio jest odmówić.


<< Poprzednia strona | Strona główna | Następna strona >>