Podróżujemy kuszetkami, więc noc mija całkiem przyjemnie. Jednak pociąg jest strasznie wolny, po 600km przejeżdżamy przez 14h. Ze stacji kolejowej szukamy minibusa, który zawiezie nas do granicy. Czujemy się tu jak na wielkim targowisku, ponieważ wszyscy mają wielkie torby z zakupami, z którymi jadą do Zimbabwe. W minibusie dowiadujemy się, że musimy kupić dolary zimbabwiańskie w RPA, ponieważ kurs bankowy w Zimbabwe jest dwa razy niższy niż czarnorynkowy a po przekroczeniu granicy wymiana pieniędzy na czarnym rynku jest nielegalna i grozi poważnymi konsekwencjami. Wymieniamy w RPA 50$, za które dostajmy 1 800 000 dolarów zimbabwiańskich (zim$). Jest to kupa pieniędzy, zwłaszcza, że najwyższy banknot to 20 000 zim$. W ogóle to banknoty 10 000 i 20 000 zim$ mają zadrukowaną tylko jedną stronę i jest na nich napisane, że są to banknoty tymczasowe, które po jakimś czasie utracą ważność. To pewnie dlatego słyszeliśmy, że zim$ nie da się wymienić z powrotem na inną walutę :)
W wymianie pieniędzy i przejściu przez granicę pomaga nam Obvious, którego poznaliśmy w minibusie. Jest byłym policjantem, a teraz założył własną firmę sprzedającą oleje silnikowe. W RPA czuliśmy się jak w Europie czy w USA. Ludzie żyją tam podobnie jak u nas (supermarkety, stres, pogoń za pieniądzem). Dopiero po przekroczeniu granicy zaczęła się prawdziwa Afryka. Zimbabwe jest dużo biedniejsze od RPA, co widać po ludziach, domach i gorszych drogach. Jednak pomimo biedy, ludzie są bardziej uprzejmi niż w Europie czy RPA. Przykładem tego jest Obvious, który zaprosił nas do swojego domu. Najpierw sprawdziliśmy, że autobus do Masvingo jest dopiero o 18:00, więc mieliśmy dużo czasu i skorzystaliśmy z zaproszenia. Obvious mieszka w nowym, częściowo niedokończonym, murowanym domu. Na tutejsze standardy jest bogaty i z dumą oprowadza nas po swojej posiadłości.
Od granicy zauważamy, że wszyscy ludzie w Zimbabwe podają sobie ręce na przywitanie, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Także znajomi i znajome Obviousa witają się z nami uściskiem dłoni. Chyba rzeczywiście zwyczaj uścisku dłoni pochodzi z Afryki. W Lesotho dowiedzieliśmy się, że przy uścisku dłoni druga dłoń powinna znajdować się na łokciu pierwszej ręki a głowa na wysokości głowy drugiej osoby (aby się nie wywyższać). Podobny styl zauważyliśmy wśród mieszkańców w Zimbabwe. Następnym zwyczajem jest obmywanie rąk przed jedzeniem. Żona Obviousa przyniosła miskę nad którą trzymaliśmy dłonie a ona z dzbanka polewała nam wodę. Później zostaliśmy poczęstowani napojami, poznaliśmy także wszystkie dzieci Obviousa i rozmawialiśmy o jego rodzinie, kulturze. Po godzinie postanowiliśmy pójść na dworzec autobusowy, aby zająć miejsca w autobusie oraz pozwolić Obviousowi naprawiać swój samochód, do którego części przywiózł z RPA. Ku naszemu zaskoczeniu, na przystanek odprowadziła nas cała rodzina. Zrobiliśmy też wspólne zdjęcie i wymieniliśmy się adresami.
Od 15:00 siedzimy w autobusie i czekamy na odjazd. Razem z nami siedzi kilkadziesiąt osób, pilnująca swoich miejsc. W środku jest jak w saunie. Dopiero pod wieczór temperatura się obniża. Nasze plecaki i wiele innych rzeczy leży na dachu autobusu. W RPA to nie do pomyślenia, ale nam przypomina się Azja (np. Laos). W prawdziwej Afryce czas nie ma znaczenia, dlatego odjeżdżamy dopiero przed 20:00. W Masvingo jesteśmy po 2:00 w nocy. Szukamy hotelu, ale dopiero w piątym są wolne miejsca. Wszystkie hotele były zajęte, ale nie przez turystów, tylko przez miejscowych. Właściciel hotelu chce od nas 30$, chociaż miejscowi płacą równowartość około 7$. Podobno w Zimbabwe rząd zażyczył sobie, aby wszyscy turyści płacili za hotele w dewizach a właściciele hoteli wymieniali te dewizy na zim$ w bankach (po dwa razy niższym kursie). Mówimy, że nie będziemy płacić 30$ za kilka godzin snu i targujemy się do 16$. Nie jesteśmy jednak pewni, czy właściciel zgłosi zagranicznych turystów, czy będzie wolał zarobić i wymienić dolary na czarnym rynku.