Rozpoczyna się nasz pierwszy dzień w Afryce. Nie musimy przestawiać zegarków (także biologicznych), ponieważ czas jest dokładnie ten sam co w Polsce. Wymieniamy na lotnisku trochę pieniędzy i szukamy transportu do centrum. Okazuje się, że najtańszy jest shuttle (minibus), który kosztuje równowartość 9$ od osoby. Targujemy się do 6$/os. ale i tak uważamy, że to za dużo. Wychodzimy przed lotnisko i próbujemy złapać stopa. Zatrzymuje się Rick, biały obywatel RPA, który oferuje, że nas podwiezie do centrum za darmo. Jedziemy jego 30-letnim, rozklekotanym samochodem, który nie ma lusterek. Rick ostrzega nas, że jeżdżenie autostopem w RPA jest niebezpieczne. W RPA ruch jest lewostronny (i będzie tak aż do Kenii, dopiero w Etiopii jest inaczej), ale po Tajlandii i Malezji to dla nas normalka. W centrum Cape Town (Long Street, gdzie jest dużo interesujących, kolonialnych domów) szukamy noclegu. Okazuje się, że najtańszy nocleg kosztuje około 10$/os. (w dormie - dużym, wspólnym pokoju). Na internecie i w przewodniku ceny były dwa razy niższe, więc nie jesteśmy zadowoleni. Dostajemy także darmowy przewodnik po hotelach w RPA "Coast to coast" (C2C). Później okaże się, że w całym RPA będziemy płacili nie mniej niż 10$/os. za nocleg a to tylko dzięki przewodnikowi C2C. Jednak wszystkie hostele dla turystów z plecakami mają kuchnie, z której można korzystać. Dzięki temu zaoszczędzimy na jedzeniu, bo będziemy sobie sami robić jedzenie.
Tego samego dnia postanawiamy jeszcze wejść na Górę Stołową (Table Mountain), z której rozciąga się panorama na całe miasto. Idziemy na pieszo spod hotelu. Na górę można wejść asfaltową drogą, która jest jednak dosyć stroma. Dochodzimy pod Górę Stołową, do miejsca, w którym widać przed nami panoramę miasta a za nami jest Góra Stołowa. Słońce już zachodzi, więc musimy wracać. W słońcu jest tu około 20 stopni, ale po zachodzie (lub nawet w cieniu) temperatura jest dużo niższa (może spaść do kilku stopni). W Polsce nie ma nigdy takiej dużej różnicy temperatur między dniem a nocą. Wiemy już dlaczego ludzie chodzą tu w kożuchach i rękawiczkach. W końcu jest tu zima. Pomimo tego, że mamy grube rzeczy marzniemy wieczorem.