Po śniadaniu w Blue Room idziemy do Fort Jesus. Dzisiaj jest ładna pogoda, słońce praży aż za mocno. Fort przypomina te, które widzieliśmy na Kubie i w Indiach. Jest zaniedbany. Podobają nam się drewniane ozdobne drzwi, które znajdują się na forcie i różne wieżyczki, ale poza ciekawym opisem zwyczajów Omanu nie było w nim w sumie nic nadzwyczajnego.
Nawet dziwimy się trochę, że znajduje się na liście UNESCO. Do tego wstęp podrożał o 50%. Co ciekawe poza nami fort zwiedza tylko jedna miejscowa para a gdy wychodzimy z niego, dochodzi wycieczka szkolna miejscowych dzieciaków. W ogóle w samej Mombasie nie spotykamy żadnych turystów. Później idziemy na zwiedzanie starego miasta.
Najpierw przez jakiś czas idziemy drogą nad wodą, skąd fajnie widać fort i kąpiące się dzieciaki a następnie idziemy do zabytkowego meczetu położonego na równoległej ulicy. Uliczka była kiedyś centrum turystycznym, ale obecnie świeci pustkami i jedynie straszy turystów. Po ostatnich strzelaninach na starym mieście nawet policjanci podchodzą do nas i proszą, żebyśmy chodzili tam, gdzie są ludzie.
Idziemy dalej na spice market. Jak na atrakcję turystyczną przystało, ceny są kosmiczne, ale oglądanie jest na szczęście za darmo. Idziemy na obiad w restauracji hinduskiej a potem robimy zakupy w Tusky’s i odpoczywamy w hotelu. Później idziemy na spacer po mieście, rozdajemy też biednym część naszych ubrań. Po zachodzie słońca wracamy do hotelu i wcześnie idziemy spać, bo czeka nas szybka pobudka.