Kolejny etap naszej podróży rozpoczynamy w Ushuaii. Jest to najbardziej wysunięte na południe miasto nie tylko w Ameryce Południowej, ale także na świecie. Ze względu na swoje położenie jest bazą wypadową rejsów na Antarktydę, które wypływają między listopadem a marcem. Między czerwcem a październikiem Ushuaia ze swoimi pięknymi, ośnieżonymi górami, jest rajem dla narciarzy. Miasteczko nie jest wcale takie małe, choć ścisłe centrum to zaledwie dwie ulice. Po śniadaniu kupujemy wycieczkę-rejs po kanale Beagle. Płacimy kartą w budce przy porcie. Sprzedają tu wszystkie rejsy, ale ceny są takie same, jeśli kupuje się przez hostel. Niestety jeszcze nie mamy argentyńskich peso i wycieczka po oficjalnym kursie stanowi niezły szok cenowy. Prawie 100 dolarów od osoby. Płyniemy katamaranem na wysepki położone w kanale, na których widzimy kormorany, lwy morskie i przepiękną białoczerwoną latarnię morską. Później przepływamy koło Puerto Williams, najdalej położonej na południe kontynentu osady-wioski ludzkiej. Płyniemy też na wyspę, na której swoją kolonię mają pingwiny Magellana. Spotykamy tu też dwa pingwiny królewskie.
Następnie cześć pasażerów, w tym my wysiadamy na Estancia Harberton, czyli starym ranchu, które pastor Thomas Bridges zbudował, kiedy został wysłany tu na misje wśród Indian Yamana. Zabudowania nie robią na nas dużego wrażenia. Zwykłe szopy i baraki jakich w Polsce kiedyś było wiele, choć nie można odmówić miejscu uroku i autentyczności. Dookoła rosną piękne kwiaty i drzewa a sama zatoka jest bardzo spokojna i przyjazna. Miejsce to niewątpliwie warto natomiast odwiedzić ze względu na znajdujące się tu muzeum Acatushun, w którym zgromadzono szkielety zwierząt żyjących w wodach zatoki Beagle i na Antarktydzie. Kolekcja jest imponująca i wiele można się dowiedzieć. Oprowadzanie odbywa się również po angielsku. Było to dla nas dobre uzupełnienie do tego, co dowiedzieliśmy się już podczas rejsu na Antarktydę. Na terenie estatancji znajduje się restauracja, w której jemy zupę. Wracamy do miasta autobusem, który zatrzymuje się przy różnych punktach widokowych na jezioro oraz drzewa-flagi, które wiatr pochylił tak, że rzeczywiście przypominają powiewająca flagę. Po powrocie do miasta idziemy do muzeum-więzienia Maritimo y del Presidio. Znajduje się tu kolekcja map i statków, które podróżowały po wodach dookoła Antarktydy i Ziemi Ognistej, więzienie, z jednym skrzydłem zachowanym w pierwotnym stanie, historia więzienia i miasta. Muzeum jest duże, warto poświecić ze 3 godziny na jego dokładne obejście. Dobra rzeczą jest to, że do muzeum można powrócić następnego dnia, jeśli się podbije bilet w kasie i okaże paszport. Zmęczeni, robimy zakupy w La Anonima i jemy szybką kolację.